A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Dziennik Muzyczny

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyRecenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wpis Dziennika Muzycznego numer 247

    Następna

    Koszalin, 12. 07. 2024 r.

     

     

    Moralizatorstwo to starsze rodzeństwo zawiści. Plecie ci taki, że tobie nie wypada, bo jesteś z do­brego domu, nie po to cię matka z tatkiem wychowała, żebyś pitolił jakieś pieśnidła, że jesteś za stary na takie głupoty.

     

    Za stary? Czyli jaki? Sokrates nauczył się grać na lirze w wieku siedemdziesięciu lat, jeśli mnie pa­mięć nie myli. Młody nie był. I zaraz go potem poczęstowała cykutą jego ukochana demokracja. Czy czegoś dokonał w muzyce? Cóż, po Grekach starożytnych zachowało się może ze dwadzieścia utworów w całości albo we fragmentach. Głównie pieśni. Niewiele jak na naród, którego wszystkie sztuki teatralne były śpiewane. Idziesz po targowisku i słyszysz: „Idziesz dzisiaj do filharmonii?”. Aż ci głowa się odwróci odruchowo w kierunku tego pytania. I myślisz: „A po kiego mam tam cho­dzić? Dałem im moje utwory i nic nie zaproponowali. Ilu jest tu kompozytorów? Wysłałem wiele lat temu utwory do wszystkich filharmonii w Polsce. Odpisała, choć odmownie, tylko Filhar­monia Narodowa. Innym brakło weny.”.

     

    Po co płakać nad rozlaną krwią niewiniątek? Ponoć kompozytorów jest za dużo. Polska Opera Kró­lewska w Łazienkach ogłosiła konkurs na dyrektora. Totalne nieporozumienie. Znowu chcą usado­wić tam już wcześniej upatrzonego miernego urzędniczynę, który muzykę zepchnie do kreciej nory. Jak za poprzednich rządowych asów od kompozycji, którzy ogłaszali zamówienia kompozytorskie bez kompozytorów, czyli dla instytucji, stowarzyszeń i temu podobnych tworów. A wszędzie się pałęta moralizator, że po co się za to wziąłeś, skoro muzyką trzęsą urzędasy? Pokutuje wśród muzy­ków przesąd, że lud na muzykę nic nie da, tylko urzędniczyna. I chodzi taki jeden z drugim urzęd­niczy pomiot i paprze muzykę na każdym kroku.

     

    I dziwić się, że pośród miauknięć o marchewce i truskawkach, niesie się echem: „Idziesz dzisiaj do filharmonii?”, „Idziesz dzisiaj do filharmonii?”… A po kiego mam tam łazić, skoro nie grają moich utworów? Co mi mają do zaproponowania? Znowu Chopin i Schubert? A gdzie Hendzel?

     

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

     

    Do góry