Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 246
Koszalin, 11. 07. 2024 r.
Zmarli ostatnio dwaj piosenkarze. Pierwszy po prostu piosenkarz a drugi podobno aktor (jak sam o sobie mówił do tępicieli hotelowych karaluchów „wielki”) a w istocie piosenkarz. Gdzie odeszli? Otóż, nie mam wątpliwości gdzie. Czy wszyscy, którzy tak kochali ich dokonania, pewnie się zastanawiają jak tamci.
Pierwszy to wykonawca tekstu, który kończy się słowami:
„Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie - na zawsze.”.
Podobno ten tekst tak ostro był krytykowany za komuny jako grafomański. Cały tekst piosenki. Dorobiono do niego całą teorię, kim był „zegarmistrz światła purpurowy”. Jakoby: zegarmistrz to śmierć, Bóg, sędzia, władca życia, fatum, przeznaczenie a światło to życie ludzkie, nasz świat. Przetłumaczmy zatem z polskiego na nasze: „sędzia życia purpurowy”. Kim jest sędzia życia? Może to jakiś biskup albo urzędnik rzymski, bo purpura jest ich symbolem a tej nie redefiniowano? To, oczywiście, Bóg, wydrze się zwolennik płytkich interpretacji. Dobrze, skoro tak, to czemu na koniec piosenkarz śpiewa cytowany wyżej dwuwiersz? Jak to: nie wie, gdzie pójdzie? I gdzie się idzie na zawsze? Nas Katolików uczą i w to wierzymy, że można iść do Nieba, czyśćca i piekła. Do Nieba nie zawsze na zawsze, bo Chrystus przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Czyli pewnie i tych, którzy dostali się do Nieba, a jednak mogą być poddani ponownemu osądowi. Do czyśćca też nie na zawsze, bo jest to przedsionek Nieba, gdy odbędzie się pokutę w czyśćcu, idzie się do Nieba. Do piekła na zawsze, choć i to można przedyskutować, bo skoro wszyscy idą pod ponowny osąd, to i ci z piekła też. I jeśli się tam zawieruszy dusza niewinna, to ją ten Sąd wyzwoli.
Jednak uprośćmy: do Nieba na zawsze, do czyśćca czasowo i do piekła na zawsze. Przyjmujemy, że teraz bez Sądu Ostatecznego, pomyłek sądowych tam nie ma. Czyli autor piosenki wierzy, że nie pójdzie do czyśćca. Jeśli teraz „sędzia życia purpurowy” ten sędzia z naszego świata, to raczej wygląda na wroga Ludzkości, czyli diabła, to autor ląduje w piekle. Jedynie słowa „będę jasny i gotowy” podpowiadają coś nieco innego, że to może Chrystus, który jest Światłością Świata, jakoś przebija się do jego zagwazdranej świadomości. Jednak, gdyby tak było, to po co śpiewałby, że nie wie, gdzie pójdzie po śmierci? A może nie należy wcale się doszukiwać takich ostatecznych treści w zwykłej piosence malarskiej w sumie o wszystkim i o niczym. Może w niej chodzi o kolorowe mydełko, którym się obmywa i zmywa z siebie bród dni. Po co szukać w tym jakichś głębi?
Lecz to wszystko dywagacje, bo tekst jest prościutki. Autor, jak typowy ateista, nie wie, gdzie pójdzie po śmierci. Co ciekawe, jednak dopuszcza do siebie, że gdzieś pójdzie, a nie, że nic tam nie ma i nigdzie nie pójdzie. Z tego punktu widzenia to piosenka heretycka. Podważająca słowa Chrystusa o Niebie i piekle. Zatem, czemu ten tekst miałby być tak krytykowany w czasach komuny? Spełnia prawie wszystkie wymogi wojującego ateizmu. Może dla radykalistów był za mało śmiały i powinien raczej brzmieć: I zniknę wreszcie stąd na zawsze. To wreszcie też by mogło być wielce podejrzane, bo to jakby ktoś czekał, żeby ta zaraza wreszcie stąd poszła. Pomijam inne wrzaskliwe wypowiedzi, gdzie chwalcy tego utworu płaczą teraz nad śmiercią piosenkarza, że przyszedł po niego zegarmistrz światła purpurowy. I znowu się zaczyna szukanie igły w stogu siana. Siana we łbach tych, którzy szukają w nim jakichś kosmicznych głębi.
I drugi artysta piosenki pancernej, który warczy:
„Stoję przy mikrofonie,
niech mnie który przegoni,
różne sceny, brygady,
już nie dadzą mi rady,
bo ja się wcale nie chwalę
ja po prostu niestety mam talent.”.
Brawo, bis. Wyraz obcego pochodzenia. A przecież to najgłupsza piosenka w historii piosenki polskiej. Bije nawet śpiewy z gitarą z „Rejsu”. Niby żart, ale jakby przez łzy, gdzie establishment piosenki polskiej podnosi się, aby żadne nowinki muzyczne nie odebrały mu prymatu. Całe skostnienie, zdarte szlagworty, zaściankowa klikowość stanęły wtedy, gdy ten utwór wpadł ludziom w ucho jak rozdeptana żaba, przed widmem rozpadu pod naporem nowych sił przeróżnych nowych. Od tej chwili, każdy może śpiewać, byle tylko to, co pasuje establishmentowi. Byle kto, jakiś ktoś z warsztatu czy od fryzjera, to talenciak. Wystarczy, że tylko usłyszy dźwięki tej piosenki. I pada przed nim cały Świat i Wszechświat. Zwykła popelina. Wiadomo, legendarna. Jak to wpłynęło na rozwój polskiej piosenki? Przecież jest taka silna, krzepka i dziarska. Tak przebija wszystko inne.
Co powiedzieć o odejściu dwóch takich? Teraz i jeden i drugi wiedzą już, gdzie poszli. Skoro pierwszy poniewierał dla popularności prawdą o drodze, która jest przed nami a drugi tylko grzeczniutko poniewierał wartościami, które nas nieco chociaż odróżniają od bydła, nie rozmawiajmy o nich więcej. Skoro utwór jest melodyjny tylko po to, by bełtać w głowie ludziom, podważać prawdy wiary i tworzyć koloryt, to niech sobie spokojnie więdnie a jego pancerny kolega razem z nim.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry