Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 248
Koszalin, 17. 07. 2024 r.
Wyjść na pocztę, spotkać znajomego, którego nie widziałeś od lat lub znajomą. Tu ukryta jest muzyka. Nie wierzycie? Nikt tu nikomu liturgii słowa zaprowadzał nie będzie. Muzyka potrafi się ukryć wszędzie.
Jeśli ta znajoma pochodzi z rodziny, która muzykuje a kwiaty hoduje, bo akurat tak jakoś wyszło. To jest ta muzyka głęboko ukryta, czy nie? I weź tu się z kimś takim wylewnie nie przywitaj, powodując niejaką konsternację pań w kolejce i pani w okienku pocztowym. Poczta, ten nosiciel złych wiadomości, które w dzisiejszych czasach przeważają, bo ludzie do siebie listów już nie piszą, nie mówiąc już o kartkach czy sienkiewiczowych pocztówkach. Gdyby tak te wszystkie esemesy przewalić na papier i wysłać. Wyobrażacie sobie góry papieru i obszar lasów wyciętych po to, by to poszło? Może przy takim popycie poczta by obniżyła opłaty za przesyłkę. Budynki poczty nie stałyby puste i na sprzedaż. I trąbka królewskiej poczty byłaby znowu w użyciu. Słyszycie odgłosy pocztyliona, tupot po schodach, stukot kołatki, łomot podków obutych na kopyta koni i warkot obręczy kół dyliżansu. Oj, poleciałem. Postoisz potem i pogadasz na chodniku, ludziska przejdą, ani jeden się nie odezwie, bo komórka go prowadzi. Gdyby choć odburknął: „E, panie, co się pan tak rozpychasz?” albo „Chodnik to nie miejsce na pogaduszki.”. Ale nie, lezie taki i gdaka do pudełka. Dawniej na jego widok widzieliby w nim wariata, który gada sam do siebie w publicznym miejscu a dzisiaj to wariacka norma. A poziom komunikacji międzyludzkiej jak na poczcie. Tylko rachunki, wezwania na policję, do skarbówki albo do sądu. Same przyjemności.
A gdzie listy? Czytam ostatnio „Korespondencję Pliniusza Młodszego z cesarzem Trajanem”. Wydawnictwo KUL, Lublin 2017. Wydanie dwujęzyczne, rzadkość na naszym rynku wydawniczym, a to wielki błąd. Ale epistoły, ale poziom administracji, ale wytworność i siła wyrazu. Gdzie te nasze bździny, puste i bez treści, o niczym. Jak budowali teatr w Nicei (list 39) na grząskim gruncie, to tak jak widzieć takie wybryki jak Filharmonia Koszalińska postawiona w zakolu rzeki, małej bo małej, gdzie fundamenty były lane w wodzie a wszak wiadomo, że instrumenty muzyczne wody nie lubią. Chyba, że organy wodne. Oni mieli jednak odwagę, by przyznać się do winy i proponować rozbiórkę takiego teatru i przeniesienie go z bagniska w lepsze miejsce. Zbudować coś, co zaraz runie albo szybko się zmarnuje, jak tu już przed oddaniem do użytku, to iście nicejskie metody na bezmyślną rozrzutność. A w teatrach Rzymianie muzykowali, bo ich spektakle teatralne wzorem Greków to na nasze pojęcie opery. I w filharmoniach też ponoć muzykują. Czasem, jak nie błądzą jak kartka pocztowa płynąca z nurtem rzeczulindy. Zwanej niegdyś śmierdzięcinką.
Ktoś mi powie, że zachwalam prześladowcę chrześcijan (listy 96 i 97). Cóż, bronili swoich dobrze stworzonych instytucji. Prostych, skutecznych i działających. Choć i oni budowali te teatry jak koszalińskie patałachy.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry