A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Wstawki

     

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyPiosenki Artykuły Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wstawka numer 92

    Następna

    Koszalin, 3. sierpnia Roku Pańskiego 2020.

     

    Bardziej bardzie

     

    Wklepię ten tekst podpierając się na własnych błędach. Błąd nie zawsze daje zły rezultat. Właściwie daje zły rezultat tylko wtedy, gdy nie wysnuwamy wniosków z błędu, ani chęci napra­wienia go. Słuchałem wczoraj piosenek z Powstania Warszawskiego. Co myślicie, i u nas wyją syre­ny o godzinie 17-tej. Nawet na prowincji prowincji w takim Koszalinie pamiętamy o godzinie „W”. Przynajmniej niektórzy. Ten, który uruchamia tę syrenę i, dajmy na to, ja. To już jest prawie tłum.

     

    Pytają mnie niektórzy: „Po co piszesz?”. Przecież nie mam ani hektara Polskiej Ziemi, ani żad­nej innej, zatem po co mi ten problem. Są tacy też przedstawiciele inteligencji, którzy twierdzą: „Hi­storia kołem się toczy.” - gdy się ich zagadnie o to, że 1-go maja 2021 roku Polska Ziemia idzie w łapska Niemców i całej reszty obcych. Inni śmieją się i żartują: „Co się przejmujesz? Jest lepsza zmiana, przedłuży ten termin.”. Inni znowu już tak bardziej z rolna patrzą się i milczą, ale jak im po­wiedzieć, że zboże może stanieć, bo zaleją Polskę i Europę zbożem z Ukrainy, bo tam już spółeczki mogą kupować ziemię od kilku dni, to oczyska chłopów są nie do opisania. Tak, to ich rusza. Ale Polska Ziemia, co ich to obchodzi?

     

    Jak dotąd nikt się nie zorientował, że wstawiam tu czasem moje piosenki. Jakby nie z tej baj­ki. A o czym one są? Może jakby coś w ten deseń, o którym mówię tu od kilkudziesięciu artykułów. Może nieco bardziej zakamuflowane jest to coś. Jak to w piosence. Gdzieś w oddali słychać odgłos kanonady. Dziś takiej nowoczesnej - z systemu. Tłuką w nas swoimi bankami, instytucjami finanso­wymi i mediami. Skupili mnóstwo sprzedajnych mędrków w swoich zbiornikach myśli, jak trzeba przetłumaczyć na polski tę paskudną anglosaską nazwę. A człowiek ciągle wędruje po swoim. Jesz­cze po swoim. Ktoś mi tam zarzucił zniecierpliwienie. A co robiłem przez cztery lata, odkąd uchwa­lono tę ustawę? Milczałem publicznie. Został niecały rok i zacząłem gadać. Pisać.

     

    Wspomnę innego takiego, który w wierszu „Pielgrzym” tak to ujął:

     

    Przecież i ja – ziemi tyle mam,

    Ile jej stopa ma pokrywa,

    Dopokąd idę!…

     

    Wygląda, jakby kto to napisał białym wierszem. Kto? Oczywiście, Cyprian Kamil Norwid. Jego majątek rodzinny obsiedli żydzi. Czy już za jego życia? Teraz są. A przecież dla wielu liczy się tylko tu i teraz. Rymy krzyżowe ze strofą poprzednią, której nie cytuję. Wyjątkowo ujmujące ujęcie posiadania chwilowego. Ultrachlilówkowego. Ziemia jest na moment Twoja, gdy stawiasz na niej sto­pę. Takie mgnienie własności bez formalizmów, notariuszy, sądów i całego tego prawniczego bała­ganu. Masz kawałek ziemi, na której przylegasz stopą do ziemi. Jednak, jeśli być ścisłym, na tych sa­mych zasadach, ziemia jest Twoja, gdy na niej zasiądziesz i ile pokrywają ją Twoje cztery litery. I da­lej w tym kierunku rozumowania, gdy walniesz się na niej i położysz, to tyle Twojego, co powierzch­nia przylegania Twojego ciała. To lekcja posiadania nieznormalizowanego.

     

    Ale co to ma wspólnego z istotą posiadania ziemi? Niewiele. To taka pociecha pielgrzyma, który wędruje po ziemi jak koczownik. Tyle jego, co sobie postoi, poidzie, pobiega, poskacze, posie­dzi albo poleży. Dołóż swoje czynności ziemskie, Czytelniku, zmęczony myśleniem. Cóż za abstrakcje Ci tu wykładam? Nawet przy użyciu nieistniejących dotąd słów jak „poiść”. Może poprzyziemiać?

     

    Tylko że Norwid pisał te słowa jako emigrant, wygnaniec z Ojczyzny. Nie miał tu do niej po­wrotu, bo jeśli by go od razu nie zgarnęli i nie zatłukli, to żyć by mu tu nie dali. A my będziemy mieli taką wątpliwą przyjemność pielgrzymowania po swojej własnej ziemi w naszej Ojczyźnie, gdzie posiadaczami będą obcy, głównie Niemcy, gdzie my przyjmiemy rolę parobków. Wystarczy, że uwierzymy tej nie wiedzieć od czego lepszej zmianie a ona nam przedłuży kontrakt na pielgrzymki. Pójdziemy w pielgrzymkę, gdzie żadna to dla nas nie będzie pociecha ta powierzchnia pod stopami.

     

    Z Bogiem.

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

    Bardziej bardzie pdf - 38 KB

     

    Do góry