Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 5
Koszalin, 07. 04. 2009 r.
Dziś leciutko, aby nie zanudzić. Porozmawiajmy chwilę o przestarzałej harmonii tonalnej. Ogólnie i dla uproszczenia o harmonii. Ktoś powie: „Po co gadać o przebrzmiałej metodzie?”. Na przykład w medycynie taka metoda to, dajmy na to, puszczanie krwi. Ale czy harmonia to, to samo co użycie lancetu, aby krwi upuścić?
Skąd się harmonia wywodzi? Był sobie francuski
muzykant, który się nazywał Jean Philippe Rameau.
Żył w latach 1683-1764 czyli w czymś, co dziś
nazywamy barokiem. Ów Jan Filip nudził się widać
i wydał swoją rozprawkę Traité de
l’harmonie reduit à ses princips naturels,
divisé en IV. livres i ukazał ją światu w
1722 roku. Dawno. Tu autor i Ty, drogi czytelniku,
ocieracie poty z czoła. Co za wysiłek z tą
francuszczyzną. Ale co zrobić, a to jeszcze nie
koniec. Czyli traktat o harmonii powstał we
Francji. Mocno mętne wywody Jana Filipa nieco
usystematyzował genialny matematyk, o zgrozo, też
Francuz i współtwórca Wielkiej Encyklopedii
Francuskiej – d’Alembert. Ów Jean i to
dodatkowo Le Rond nawymyślał wiele innych rzeczy i
wcale nie tym dziełem wsławił się najbardziej,
ale Traktatem o dynamice - czyli bardziej
fizyką niż muzyką. Ale jego Eléments de
musique suivant les principes de Rameau eclaircis,
developpés et simplifiés, które wyszły w
1752, ustalały w miarę zrozumiały porządek
formalny w nutkach systemu funkcyjnego i już od tej
chwili i Haydn i Mozart mogli sobie tworzyć swoje gładziutkie
utworki.
Ładniutki trójdźwięk zaistniał na arenie muzycznej. Dysonanse barokowe odeszły w niebyt. Wszystko zostało ustalone i zrewolucjonizowane. Tak, tak - to była rewolucja. A dzisiaj co? Trąci truchełkiem nasz system dur-moll i to od ilu lat.
Dodatkowo, aby uzupełnić obraz Helmholtz dopisał swoje wywody fizyko-muzyczne o sposobie analizy alikwotów w Die Lehre von des Tonempfindungen als physiologische Grundlage für die Theorie der Musik. Ten znowu był aż Hermann Ludwig Ferdinand i miał jak Alembert szlachecki przydomek, ale jako Niemiec von. I on to też jest bardziej znany z podania zasady zachowania energii niż z muzyki. I zrobił to już w drugiej połowie XIX wieku, dokładnie w 1863 roku. Też dawno. Stąd cały ten system muzyczny zwany jest czasem systemem Rameau-d’Alemberta-Helmholza.
I powiedzcie mi panowie muzykusi, panowie akademicy mniejsi i więksi, panowie wydawcy: Czemu te prace na polski nigdy nie zostały przełożone i wydane? Tak, tak - waszą gadaninę znam od lat. Wy to po swojemu ułożycie, napiszecie i wydacie. Ale gdzie to jest? Kiedy w Polsce wyszła porządna książka o harmonii tonalnej? Czy aby nie w latach dwudziestych XX wieku? Tak, tak - zaraz powiecie: „No, teraz to nie jest już potrzebne. Teraz to nikt już tego nie używa.”.
Oj panowie uczeni i nieuczeni, oby was kiedyś oświeciło w waszych pustych salach i pod tymi sklepieniami. Coście nawyprawiali z muzyką? A mówimy tu rzeczywiście o nieco przestarzałym systemie dur-moll. Ale jest on ciągle podstawą edukacji muzycznej młodzieży. W każdym razie w europejskim kręgu kulturowym a to już dzisiaj bardzo rozległy obszar. Nie jak lancet i miska na upuszczoną krew, tylko jak szczepionka na ospę. Działa do dzisiaj.
O Polsce od lat mówię, że to kraj o autorach a nie autorów. Tu zawsze pełno przeróżnych preparacji, zamiast przełożyć i wydać oryginał, który dokonał przełomu w dziejach cywilizacji i kultury ludzkiej. Pełno jest przeróżnych wykładaczy, którzy to ukazują lepiej niż pierwotny tekst. I mamy stan wiedzy, jak widać na załączonym obrazku, albo słychać na wyłączonym.
Co to szkodzi harmonii? Ano bardzo dużo. Wielu ludzi bredzi o harmonii, a znają ją zapewne ze słuchu, ale nie potrafią podać prostym językiem istoty tego zagadnienia. Tak jakby to było tak oczywiste i nie wywodziło się z następstwa poprzednich pomysłów i nie wymagało wiedzy teoretycznej. Uczą młodzież ze słuchu tego, czego sami nie rozumieją. Cudownie, to tylko w Polsce jest możliwe.
Jeśli ktoś powie, że pluję tu na swój kraj, o to niech mi to przyjdzie w oczy powie. Ziemi ubitej dosyć jeszcze znajdzie się wokoło. Mówię o hipokryzji uczących muzyki. „Ale skoro napisali już te podręczniki, to po co wydawać stare śmieci?” – zawoła obrażony kibic. A po co wydają te śmieci ci tam na Zachodzie? Te książki ciągle są dostępne. Takie, jakimi je sklecili Rameau, d’Alembert i Helmholtz. Robią to, rzecz jasna, dla kolekcjonerów.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry