Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 26
Koszalin, 30. 04. 2009 r.
Jutro święto czegoś, co w naszej kulturze nazywa się praca. Ale jakie ma owa pani przejawy? Praca związana z koniecznością zaspokojenia potrzeb życiowych jest pewnego rodzaju środkiem do celu. Czy zasługuje zatem na taką gloryfikację? Zaspokojenie oczekiwań wynikłych z codzienności życiowej jest dość istotne, ale gdzie tu miejsce na cokolwiek więcej niż bieżące sprawy? Co zatem dodaje pracy siły, czyniącej z nas istotę społeczną, a jednocześnie nie mordując człowieczeństwa emanującego poprzez indywidualność człowieka?
Karol Szymanowski w swojej malutkiej pracy „Wychowawcza rola kultury muzycznej w społeczeństwie” wydanej w 1931 roku, tak to widział:
Charakterystyczne jest jednak, iż dzieła muzyczne, w przeważnej większości, dla realizacji swej wymagają udziału zespołów (orkiestry, chóru) i tu — w dobitny sposób — objawia się nam owo pierwotne, przedwieczne pochodzenie muzyki, jednoczącej całe grupy ludzkie dla spełnienia akcji — w świetle pierwocin dziejów człowieka na ziemi — niemal niepojętej, znajdującej się bowiem poza obrębem wszelkiego doraźnego utylitaryzmu.
Bezinteresowność jest kardynalnym warunkiem, jedyną psychologiczną podstawą, na której mogło wzróść to zadziwiające zjawisko, jakiem jest w duchowem życiu człowieka wszelki objaw sztuki. W bezinteresowności tej tai się właśnie ów etos wszelkiej czynności artystycznej, o którym poprzednio mówiłem: oddanie się idei stojącej poza bezpośrednią użytecznością. Otóż owa bezinteresowność w zaraniu historji człowieka objawiła się jedynie w muzyce.
Przyznał więc muzyce siłę sprawczą jednoczenia się ludzi w wysiłku dla niej samej. I to, co jest najgenialniejsze w tym stwierdzeniu – całkowitą jej bezinteresowność. Muzyka jako jedyna ze sztuk potrafi powstać, zabrzmieć i zaciekawić ludzi zupełnie bez jakiegoś interesownego powodu. I potrafi jednoczyć ludzi w wysiłku, którego dla innych kwestii nie uczyliby w ogóle. Wyrywa się zatęchłemu utylitaryzmowi, wyrachowaniu i pazerności ludzkiej. Jest siłą sprawczą społeczności. A co więcej nie musi zatracać wyróżniających się cech człowieka, gdyż takich cech oczekuje od twórcy, wykonawcy i także od odbiorcy muzyki.
I dalej mówi o prostych kwestiach najniżej w społeczeństwie. Gdzieś tam w Czaplinku, Świeciu, czy Golubiu-Dobrzyniu albo Bochni. Pośród prostych ludzi, niekoniecznie napuszonych swoją rzekomą wyższością intelektualną, a połączonych jedynie swoją bezinteresowną miłością do muzyki mogą się dziać rzeczy przepiękne. Wystarczy poszukać tego pełnego dynamiki życiowej łącznika w muzyce. Co tak przedstawia:
>
Łącznikiem tym — poza artystą-wirtuozem, którym w poszczególnych wypadkach może być i sam twórca danego dzieła — są przeważnie wykonawcze zespoły, t. j. mniej lub więcej liczne zgrupowania muzyków, organizujących orkiestry, chóry, kwartety etc. (Zauważmy tu w nawiasie, iż w praktycznych formach, jakie dziś przybrała nasza kultura muzyczna, zespoły chóralne w przeważnej ilości nie są bynajmniej zrzeszeniami fachowych śpiewaków, zdobywających w ten sposób byt swój materjalny; powstają one najczęściej dzięki indywidualnym zamiłowaniem do muzyki poszczególnych członków zespołu, co jasno wykazuje całą bezinteresowność owych zamiłowań. Zwracamy tu uwagę na ten tak znamienny szczegół).
>
Nie cytujemy tu bolszewickiego propagandysty, ciemnego chama oderwanego granatem od pługa, który zamienił się we władcę mocą ubranej koszuli, krawata lub garnituru. Cytujemy tu rozprawkę autora przepięknej muzyki, który w chwilach wolnych od komponowania napisał ją po to, aby ktoś mógł spokojnie się zastanowić nad siłą muzyki. I dodaje:
Sięgnijmy tu do przytoczonych poprzednio przykładów, a więc do jakiegoś zespołu chóralnego złożonego z robotników lub rzemieślników, i zastanówmy się nad procesem psychologicznym, zachodzącym w świadomości przeciętnego ich uczestnika.
Jak widać siła muzyki jest czymś niesłychanym w łączeniu ludzi w całość. Tworzy z nich jeden organizm bez przymusu, ale dla niej samej. Gdyby ten mechanizm odwrócić i zastosować przymus jako konieczność zespolenia się ludzi, to po jakimś czasie muzyka umrze jako pierwsza. Muzyka łączy ludzi lepiej niż cokolwiek innego, dlatego tyrani wszelkich epok z taką zazdrością patrzyli na zespoły ludzkie zjednoczone jej współbrzmiącą ideą. Ich wysiłki niejednokrotnie szły w kierunku zaprzężenia muzyki dla swoich celów, gdy ta zawsze rwała się na wolność, jaką daje praca bez jakiegokolwiek podtekstu materialnego, niwecząc zapędy despotów. Oddawała pracy jej prawdziwe miejsce w cywilizacji i kulturze ludzkiej. Tak o tym dalej napisał Szymanowski:
Powrócimy tu bowiem jeszcze do dalszej historji owego przeciętnego uczestnika robotniczego chóru. Otóż przestąpiwszy próg swej organizacji, znajduje się on znów w atmosferze pracy i — co najbardziej zdumiewające — pracy nie przynoszącej bezpośredniego zysku, co właśnie decyduje o zasadniczej psychologicznej zmianie stanowiska jego, co do wartości pracy wogóle.
Niejeden z dzisiejszych głupców, psujących ducha społecznego w Polsce i na Świecie, powinien mieć wytatuowaną tę pracę Karola Szymanowskiego na czole. Wielu ludzi tworzy aurę wokół muzyki jakby była jedynie jarmarkiem i potrzeba jej istnienia w ich wykonaniu jest potrzebą wyłącznie merkantylną. Zapomnieli o bezinteresowności muzyki, która daje jej największą siłę. Zaraz rozwrzeszczą się o swoim profesjonalizmie, gdy tak naprawdę są ohydnymi chałturnikami, którzy zepsuli muzykę, spychając ją do najordynarniejszego rynsztoka.
Muzyk musi dostać jakąś zapłatę, ale zapłata nie jest istotą muzykowania. Instrumenty muzyczne są bardzo drogie, ich utrzymanie kosztuje i nauka muzyki także. Ale siłą muzyki jest praca okazująca serce do rzeczy wzniosłych, pięknych i twórczych, a nie gonitwa za groszem jako cel sam w sobie. Gdy muzykowanie pozbawi się tej jej miłości do pracy dla samej radości robienia czegoś niezwykłego, to zatraci się jej pierwiastek społeczny i ludzki. Zostaje puste wycie, ohydne zawodzenie rannego zwierzęcia, tak głośny mające ton w całym XX wieku, który zawiódł człowieka w najbardziej odpychające położenie w historii. Wszelkiej maści tyrani zaprzęgli bowiem także muzykę do swoich nikczemnych przedsięwzięć, które miały na celu zatracenie człowieczeństwa w bezosobowej masie, co spowodowało, że muzyka wynaturzyła się zupełnie.
Dlatego praca, jaka nas czeka jest wielka, ale nie tylko ogrom jej jest tak istotny, ale wielkość, jaką może zyskać człowiek, gdy wykona to dzieło. Odbudowanie człowieka w człowieku. Czy to mało? Ależ to największa sprawa w dziejach ludzkości. Przywrócić człowiekowi człowieczeństwo. Tego dokonać może tylko muzyka z jej siłą wyrazu i bezinteresownością, jakiej nie ma nic poza nią.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry