Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 25
Koszalin, 29. 04. 2009 r.
Autor jest pesymistą. Bo co tu nawypisywał:
Na ulicy
Po mieście idą buty.
Jaki ten chodnik zatruty,
W ogóle nie słychać muzyki.
„Różne się robi myki.” –
do buta przemówi trzewik.
„Zrobili dla muzy chlewik.” –
rzeknie but do trzewika.
I tak skonała muzyka.
Ale czy muzyka skonała? Na pewno nie, jedynie dała dyla od czegoś takiego na jakieś niezbadane manowce. Może i pogubiła przy tym buty, ale na pewno nie skonała. Ukryła się przed zbuciorowanym towarzystwem. Żeby ją teraz wydobyć na światło dzienne, albo i nawet nocne, bo żyjemy w epoce wynalazków Edisona, trzeba wiele wysiłku.
Tąż samą przysługę zrobili wiecznej istocie muzyki - melodii - ci, którzy uwierzyli, że nowymi metodami porządkowania materiału muzycznego można dojść do czegokolwiek. Nie mówię już o dochodzeniu do czegokolwiek śpiewnego. Ale bodaj nie wprawiającego obuwia w stan osłupienia.
Melodyi, to jest istotnéj twórczości w muzyce, ludzie ani żadne teorye nie dadzą, to Bóg sam tylko dać może, teorya zaś uczy jak ją rozwinąć, jak w nadobniejszéj formie objawić.
Tak to widział autor artykułu o Ignacym Komorowskim, który opublikowany został w Tygodniku Ilustrowanym w numerze 11. na przełomie listopada i grudnia 1859 roku. Kto pamięta dzisiaj tego kompozytora, któremu poświęcono cytowany tekst?
Ale co do teorii i ludzkich chęci i oczekiwań, to żadne takie sprawy nie dadzą nigdy utworowi tego, co autor dostaje od Boga. Jeśli zatem jakimś mrocznym cmentarnym zrządzeniem losu starożytne boginie i Muzy stały się aniołami, to jako wysłannicy Boga, obecnie zsyłają melodie autorowi. Kto występuje przeciwko temu prawidłu, to tak jakby chciał nosić buty na głowie, a na nogi kładłby kapelusz. Tego nie zmieni nic: ani napuszona akademia, ani przedziwne meandry kontrapunktu, ani żadna nawet najbardziej zawiła harmonia ani nawet najbardziej poskręcana filozofia. Melodia jest darem od Boga dla autora. Autor ma ją tylko przelać na papier, albo oddać w każdy inny sposób możliwy do przekazania innym ludziom.
Sprofanowanie melodii jako wartości w muzyce to grzech, którego w żaden sposób nie można wybaczyć pseudonowinkarstwu XX wieku. To hańba na muzyce. To tak jakby dostawać prezent od lepszego od siebie i pluć na niego. Można grzecznie odmówić, ale opluwanie darczyńcy to odrażający proceder. To muzykę położyłoby do grobu, gdyby nie resztki melodii żyjącej gdzieś na jakichś chodnikach i placach. Ona - i tylko ona - jest w stanie uratować muzykę. Cała reszta jest gorsza niż najgorsza popelina. Jeśli nie obudzi się zdrowy odruch, to rzeczywiście zaprowadzi muzykę nie na manowce, ale do grobu.
AndrzejMarek Hendzel
Do góry