Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 234
Koszalin, 25. 06. 2024 r.
Wracając do polskiej muzyki rozrywkowej. Właściwie to pojęcie jest świeże, dawniej dotyczyło tylko muzyki ludowej. Podobno Józef Haydn podczas podróży po Polsce natrafił na istne kopalnie pomysłów w postaci muzykowania tawernowego. W tawernach grane improwizowane utwory były według niego źródłem na całe życie dla kompozytora.
Skoro istniało takie niewyczerpane źródło w postaci tego karczmianego grania, to gdzie to się podziało? Już Michał Kleofas Ogiński twierdził o polskiej muzyce ludowej coś zgoła innego, jakoby najlepszą muzykę ludową w Polsce robili żydzi. Czy na przełomie XVIII i XIX wieku nastąpiła jakaś przemiana, gdzie już w Polsce nie było improwizatorów, tak szczodrze atakujących ucho niemieckiego (właściwie austriackiego) kompozytora? Źródło się wypaliło i zostali tylko klezmerscy żydzi z ich udawanym folklorem? Zobaczmy na lata międzywojenne, tam nadal żydzi jako autorzy szlagierów wiodą prym. Ich tekściarze przykładowo Julian Tuwim i ich kompozytorzy Henryk Wars chociażby. Oni dostarczali swoich produktów na ucho pospolitego słuchacza. A po wojnie… Oj, tego tematu nie omówimy, bo Czytelnik gotów sobie pomyśleć, że uprawiam tu jakąś antyżydowską propagandę. Fakt pozostaje niezbity, dziś nie ma muzyków, grajków czy muzykantów ludowych, którzy w Polsce dostarczają takiego oryginalnego materiału kompozytorskiego jak za czasów Haydna. Nie da się wejść do pierwszej lepszej tawerny i natknąć się na świetne pomysły muzyczne jakiegoś puszczającego wodze fantazji muzycznej rzępały.
Rzępolić każdy może, tylko co z tego wychodzi. Dziś knajpiane granie to synonim szmiry, wtórnego rympolenia, ale zawodowego, jak zwykli o sobie mówić tacy muzycy. Takiej szczerej, wyrazistej i nieokiełznanej muzyki źródłowej nie ma. I dlatego nasza piosenka wygląda, jak wygląda. Jakby odrapana stara szafa grająca zwieziona z tancbudy po amerykańskiej armii z niemieckiej prowincji odpicowana szminką renowacji do użytku wewnętrznego naszego rynku muzycznego. A może jest tak, że te źródła muzyczne w polskiej tawernie to zwykły wymysł austriacki, taki blef, by wkurzyć kompozytorów wiedeńskich w tamtych czasach, że prawdziwe pomysły muzyczne to mają nie oni a jedynie polscy muzykanci. Nam to się spodobało, bo to leczy nasze wielowiekowe kompleksy a u Haydna nie widać żadnych silnych wpływów tej muzyki znad Wisły. Może to tylko wymysły.
Tak, zaraz mi ktoś przygada, że umniejszam naszą tradycję muzyczną i odżegnuję się od jej korzeni. Od niczego się nie odżegnuję. I nie przypuszczam, by Haydn żyda nie umiał rozpoznać i dawał się tylko nabierać, bo i w jego czasach rzępolili też tylko klezmerzy z poukrywanymi pejsami. Pytam tylko: Skoro było to źródło, to gdzie jest?
Andrzej Marek Hendzel
Do góry