A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Wstawki

     

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyPiosenki Artykuły Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wstawka numer 112

    Następna

    Koszalin, 2. listopada Roku Pańskiego 2020.

     

    O gniem i meczem

     

    Dziś jest rocznica śmierci mojego dziadka. Kim był mój dziadem? Rolnikiem. Przed II Wojną Światową poza krótkim okresem zwyczajnego poboru do wojska Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Pol­skiej, gdzie był wyróżniającym się kawalerzystą, co mu pozostało do śmierci, był chłopem. Ten jego nieco bajerancki styl bycia, fantazja ułańska – czyli kitowanie o różnych sprawach – to jednak coś, co wspominam z kluską w gardle. Czyli jakieś kwalifikacje do tego, by mówić o chłopstwie, mam.

     

    We wrześniu tak go mobilizowali, że nie trafił do żadnej walczącej jednostki. Gdy Ruski przy­szedł na te tereny – a mówię o Województwie Wileńskim i powiecie Wilejka – dalej był chłopem dostarczającym sowieckiej beczce bez dna te ich deputaty. Potem, gdy przyszli Niemcy, trafił z całą rodziną do niewoli jako niewolniczy pracownik rolny. Czyli dalej był chłopem, tylko pod butem Szwaba, którego uczył, jak pod Królewcem należy przechowywać kartofle, bo ten od pokoleń tam żyjący Niemiaszek, tego nie wiedział. Potem, gdy Iwan szedł ze Wschodu, uciekali po bombardowa­nym niemiłosiernie Zalewie Wiślanym razem z tabunami mieszanej ludności cywilnej, bo uciekali wszyscy przed Ruskiem. Nikt tam na wschodzie Ruska nie witał kwiatami i girlandami, chyba że w 1939 roku żydostwo o czerwonych poglądach. A tego trochę tam było.

     

    I czemu te pisiory wysłały dziś ludzi na ulice? Czemu Michał Kołodziejczak, w sumie nic złe­go mi nie zrobił, zatem nie mam powodu na niego się boczyć, wyprowadził ludzi na ulicę? Czemu z postsamoobronowcami, peezelowcami i wszelką maścią narodowców? I czemu teraz ci sami naro­dowcy stoją pod kościołami, by bronić ich przed rozhisteryzowanymi paniami, które wykrzykują na ulicy, chyba już tylko w celu ustalenia kwestii prawnych i prawa do posiadania macicy? A kto im tu prawa do macicy broni?

     

    Czemu to wszystko? Otóż 1-go maja 2021 roku, Niemcy zabiorą w posiadanie nie macice pań w Polsce, ale ogromny połać Polskiej Ziemi. Zostanie oddany bez wystrzału, na fali tych unijnych pomysłów o jednoczeniu się narodów. One, potencjalne matki nienarodzonych żołnierzy Rzeczypo­spolitej, stoją dziś w obronie tej grabieży. Czemu? Bo pisiornia:

     

    1. Wyprowadziła na ulicę (zdesperowane) chłopstwo, by przekonać się, ilu będzie miało prze­ciwników do tej daty w maju, o której tu stale piszę, bo wymyśliła ustawę skórkową,

     

    2. Ponieważ do rolników dołączyli się narodowcy, choć przed tym przestrzegałem, wyprowadzi­ła na ulicę narodowców, by ich policzyć, zmierzyć, zważyć, sfotografować, sfilmować i skata­logować, bo wymyśliła ustawę antyaborcyjną.

     

    Jest pewien zwolennik pisiorstwa, stary marketingowiec i to dobry, który nie uwierzył mi, że pisiorstwo robi to celowo, wymyślając te bzdurne ustawy akurat teraz, by łatwiej mu było oddać zie­mię Niemrom. Tak, według mnie, pisiornia to najbardziej proniemiecka partia z tych, które Polską rządziły. Nie będę tego uzasadniał. Czas po temu nastąpi. Otóż ten marketingowiec, tak powiedział: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, że pisiorstwo to zrobiło specjalnie, bo pisiory są na to za głu­pie.”. Koniec cytatu.

     

    My Polacy, zawsze tacy naiwni, tacy wierzący i tacy pokornie znoszący niewolę. Co my wie­my o długofalowym planowaniu dokonywanym przez tych, którzy nas biorą pod but. Wcześniej za­borcy, potem okupant niemiecki, potem bolszewicki okupant a teraz okupant jewropejski. To fakt, że pi­siory są tępe jak siekiera, choć nie rozumiem tego powiedzenia, bo siekiera to raczej powinna być ostra, tak przynajmniej uczył mnie mój dziadek, który najbardziej żałował siekiery porzuconej pod­czas tej straszliwej przeprawy przez Zalew Wiślany pod ogniem ruskich samolotów, które kosiły wszystko jak zboże. Furmanki wpadające pod lód wyglądają groteskowo i strasznie, ale to fakty. Opowiedziane przez naocznych świadków. Nie było litości. Ale wracając do pisiorni, to że to tłuki kamienne, to też fakty, ale ten, który nimi rządzi, a to nie jest żaden żyd wyewoluowany od esbeckiej kaczki a jakiś mózg w mętnej wodzie Zachodu, to już takim tłumokiem nie jest. To ktoś wybitny, znający metody walki politycznej jak mało kto, umiejący manipulować Narodem, który nie umie my­śleć i łatwo daje się wkręcić byle prowokacją. A to przegięcie...

     

    My Polacy, powiadam, daliśmy się wkręcić jak dzieci. Ale skąd o meczu i meczujących? Idzie­my i meczymy jak stado baranów i owiec? Może, tego nie stwierdziłem, bo mnie pisiornia nie wy­prowadzi na ulice o byle co. Nie wyprowadzi mnie swoją wyjątkową głupotą i nie dam się na to na­brać, co wyprawia rzekomo w obronie Polski. Może się mizdrzyć i uśmiechać głupkowato, ale u mnie nic tym nie wskóra. Jednak inni ludzie w Polsce dali się na to nabrać.

     

    Czy pisiory robią to w poczuciu człowieczeństwa? A może zbydlęcenia, skoro bronią zwierzy­ny przed ludźmi? Dziadek opowiadał i potwierdzają to inni członkowie mojej rodziny, że po ludzku zachował się jakiś niemiecki oficer. Widząc moją Mamę i Wuja chorych, dał im lekarstwo. Jakieś po­lewane lukrem ziarna zboża. Coś w tym guście. Zaraz usłyszę, że Niemiec to chętnie rozdawał pol­skim dzieciom zatrute cukierki. Na wojnie, jak na wojnie to też były faktu. Tu jednak tak nie było, człowiek ten w niemieckim mundurze oficera, był inny, pomógł dzieciom niewolnika, choćby to było nawet tylko placebo. Pomoc psychiczna, samo podniesienie kogoś na Duchu, to już wielki sukces w takiej hekatombie, w jakiej wtedy uczestniczyli na tym lodzie. Mówię o tym, żeby nie mó­wiono, że kieruję się ciasnym nacjonalizmem, jakimś ciemnym sta­nem zwanym ksenofobią. My, Pola­cy, powtarzam to z uporem i silniejszym akcentem, nie znamy ksenofobii wcale. W nas jej nie ma. To nasi kochający sąsiedzi: palący, gwałcący, mordujący i stale nas napadający nauczyli nas nieufno­ści do obcych. I mówię to tutaj tylko z uwagi na tego niemiec­kiego oficera, który w tym mroku straszliwego barbarzyństwa okazał ludzką twarz, ale nie dam się nabrać na niemieckie umizgi teraz, bo są to fałszywe zachowania złodzieja, który chce nam wyrwać z garści to, za co zapłaciły całe po­kolenia straszliwymi wyrzeczeniami, krwią i cierpieniem.

     

    Dziś zarówno wybitny marketingowiec z Polski rodem, czy jakiś prawnik ze Słupska, to ofiary tego przesiedlenia. Tego przestawiania nas jako Narodu jak starą szafę. Ale daliśmy się przestawić i jakoś musimy z tym żyć, bo tamci ze Wschodu niczego nam za friko nie oddadzą. Zatem, dlaczego my teraz oddajemy to za darmo? Bo tak chce głupie pisiorstwo i ich kolesie platformiaki, z którymi rzekomo toczą taką wojnę? Oni nie mają żadnego, nawet zielonego pojęcia o wojnie i jej przerażają­cych dolegliwościach. Co ich łączy? Kibicowstwo czyli meczowanie. Czyli – mało myślenia.

     

    Jednakże, jeśli nie zauważymy i nie przypuścimy do siebie, że istnieją ludzie lepiej przygoto­wani do rządzenia niż pisiory, ludzie, którzy mają pisiorów w garści, by ci robili to, co tamci chcą, to jesteśmy niewyleczalnymi niewolnikami o duchowości niewolnika. Dla takich ludzi manipulowanie takim narodem jak Naród Polski, to przestawianie pionków na szachownicy. Nie jest miło pomyśleć o sobie, jak o takim pionku, ale z faktami lepiej nie dyskutować a szukać środków zaradczych. Bo, zanim opanujemy sztukę rządzenia, czyli rządzenia samodzielnego, musimy przejść przez tę krwawą jatkę. Przez to bombardowanie na oślep wielokilometrowych kolumn cywilów.

     

    Poświęcam swój cenny czas na napisanie tego artykułu, bo czasu stale jest za mało, by zrobić to, co się zamierzyło. Piszę środowisko programistyczne na niemieckim kompilatorze, którego kody przeanalizowałem dokładnie i są kiepskie. Miałem nawet w odruchu programistycznym – o ile mogę zbudować takie pojęcie – napisać do jego autorów, ale ktoś mądry, kogo słucham stale, powiedział: „Nie poprawiaj po Niemcu, bo z tego nic dobrego nie wyniknie. Nie wiadomo, co Świat zrobi z Two­ją wiedzą.”. Owszem, gdyby była zgodna wola do uczciwej współpracy między naszymi dwoma na­rodami, byłbym skorszy do tego, by się moimi spostrzeżeniami podzielić. Ale, w istocie, nasza histo­ria, a ona ciągle jest nauczycielką życia, czy tego chcemy czy nie, codziennie mówi mi co innego. Te niemieckie flagi wywieszone na prywatnych parcelach wokół Kołobrzegu, gdzie już nie ma piędzi ziemi w polskich rękach, stale mi o tym przypominają. I gdy widzę takich Kołodziejczaków czy Win­nickich w jego zaparowanych okularkach, to widzę te tabuny Polaków mordowanych we wrześniu 1939 roku a nie to, co opowiadał mi mój dziadek. A wtedy mordował nie Rusek a Szwab.

     

    I dzisiaj nie przekona mnie nikt do walki o coś, co jest nie tematem zastępczym, ale jest podju­dzaniem, to dobre słowo, na zlece­nie speców od kierowania losami Świata, aby naiwni Polacy wyszli na ulicę i dali się policzyć, czy stanowią zagrożenie dla niemieckich zamiarów czy nie. Co dostały od nich pisiory, tego nie chcę nawet wiedzieć, w końcu jestem Polakiem i też chciałbym naiwnie wie­rzyć bliźniemu. A to, niestety, tak nie jest. Ktoś nas chce wykorzystać jak głupoli a my się daje­my, jakbyśmy nie czytali nigdy „Faraona” Prusa. I nie wyśmiewam się tu z Henryka Sienkiewicza, które­go naiwny tytuł tu sparafrazowałem.

     

    Z Bogiem.

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

     

    O gniem i meczem pdf - 54 KB

     

    Do góry