A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Wstawki

     

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyPiosenki Artykuły Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wstawka numer 131

    Następna

    Koszalin, 20. sierpnia Roku Pańskiego 2024.

     

    Autorecenzja

     

    Ten tekst miał mieć tytuł „Szczyt autopromocji”. Jednakże, co w tym niezwykłego, że ktoś sam siebie reklamuje. Gorzej jest, gdy ktoś napisze o sobie coś, co nie koniecznie jest zbiorem po­chlebstw. Taki autoimmunologiczny tekst wydać się może raczej szczytem masochizmu, ale niech tam, spróbujmy.

     

    Napisałem książkę. To nie grzech, szczególnie, że to nie pierwsza książka w moim życiu. Ale tę wydałem. Oczywiście, że własnym sumptem. To najgorsze z możliwych rozwiązań, wyjście w śle­py zaułek, i tak dalej w ten deseń powie każdy tak zwany autor. Autorzy to pewien rodzaj zwierząt, któ­re myślą, że myślą. A z myśleniem to nie ma wiele wspólnego.

     

     

    Była pewna sprawa, w której uczestni­czyłem jako jej nakręcający. Jak pokręcający kluczem od zegara. Pamiętacie, to takie urzą­dzenie, które trzeba w ruch wprawić, napięć w nim sprężynę? Nie nowe technologie na baterie. A przecież i baterię też trzeba wy­mienić co pewien czas. Wygania­liśmy ener­getykę jądrową z naszej okolicy. Tę szlachet­ną, ten cud techniki, ten skwantyzowany lek na wszelkie bolączki energetyczne, ten ideal­ny przedmiot propagandy gadów w garnitu­rach, ten szczyt rozwoju genetycznego czło­wieka. I tak można do rana.

     

    Traf, czyli ciemna wola kilku panów w garniturach, chciał, by taka elektrownia sta­nęła w Gą­skach pod Koszalinem. Tam jednak zadziałała demokracja. Nie była to żadna de­mokracja oddolna, jak to kreują ludzie z lo­kalnych władz, bo podsłuchały u Hendzla. Zwykła demokracja. Nie idealna a zwykła. Ludzie zrobili referendum podżegani przeze mnie do działania. Referendum zostało wy­grane. Dla przedstawicieli Narodu, którzy o sobie mówią „władza”, takie sprawy to nic. Dlatego działy się i inne rzeczy, by ten wynik wyegzekwować. Ale o tym nie jest moja książka. Ma tytuł „Gąski, czyli Ferma Lisia Atom”. Dlaczego tak? A dlaczego ma zieloną okładkę a nie, jak chcieli ludzie dla swych materiałów reklamowych w okresie walki z atomem, żółtą? Konwencja bajki a w takiej jest napisana, ma swoje normy i kanony. Czy to ograniczenia? Jest pewien formalny wy­móg i trzeba się go trzymać. Dla mnie moja książka to po prostu „Gąski”. Podtytuł jest ważny, ale nie najważniejszy. Wyszła w 2022 roku w Koszalinie.

     

    O czym jest ta książka? O walce? O jakiej walce? Jak mogą walczyć biedne gąski z liskami? Pogryzą je? Będą je gonić całym stadem sycząc i machając skrzydłami jak dziecko na rowerze? Gąski mają małe rozumki. Niektóre się nawet zainteresowały, gdy doszła ich wieść, że książka stoi na eks­pozytorze w antykwariacie na głównej ulicy miasta. Sławna ulica Zwycięstwa. Coraz więcej pustek tam z roku na rok, odkąd postawili nowe centra handlowe z dala od centrum. Ale piszmy o książce.

     

    Cała jest napisana ośmiozgłoskowcem rymowanym na ludowo wers-wers. To niedzisiejsze. Dla wydawców na przykład pisma „Dialog” to nie jest utwór współczesny. A ja mam prośbę do Czy­telnika tego tekstu, traktuj mnie jak pisarza z XVII wieku, gdy w Polsce była zapaść pisarska i umy­słowa ze względu na ciasną cenzurę szlachecką i brak światłych autorów (może oprócz Wespazjana Kochowskiego), ale przeczytaj moje „Gąski”. Niczego takiego nie napisał nikt od czasów Arystofane­sa. Nawet nie ma śladu w literaturze światowej takiego dzieła o demokracji. Wszyscy stale o niej mówią, ponoć zawojowała już świat, wszędzie jej pełno nawet w Indiach, a pracy o niej w taki spo­sób nie napisał nikt. Przeczytaj, a sam się przekonasz. Demokracja ma zalety, ale ma też i koszmarne wady. Jest pełna patologii i agresji, ale ma też coś podniosłego w sobie, choć toczy się w wyjątkowo wulgarnym błotnisku. I to jest właśnie piękne w niej.

     

    Niektórzy miejscowi pofatygowali się nawet po to, by zastraszać księgarza, bo antykwariusz, który zgodził się na sprzedaż nowej książki to jest jednak księgarz. Wparowali i pytają: „A wie pan, że to jest kontrowersyjna postać?”. Pytali, rzecz jasna o mnie. Niedobry autor, który napisał o bied­nych uczciwych ludziach taki paszkwil. Bardzo niedobry. A ciekawostką jest, że ci akurat od począt­ku działali na szkodę ludzi, bo chcieli, by ta elektrownia tam stanęła pośrodku setek domków wypo­czynkowych, pensjonatów, hoteli, apartamentowców, smażalni i restauracyjek. Rzecz zrozumiała, że i teraz będą działać na szkodę moich „Gąsek”. Moje „Gąski” im solą w oku stoją. Tacy są i nie zmieni ich żadne o nich pisanie, choć marginalizm tych postaci jest aż nazbyt oczywisty.

     

    Władza lokalna, która jednak na skutek swoich wieloletnich kłamstw, straciła w końcu man­dat społeczny, zainteresowała się tym utworem tylko pod kątem, co tam jest o niej. I, że to wszystko kłamstwa. Cóż postaci nie są podane wprost, jak to w bajce. Ktoś jest lisem a ktoś penisem. Jakby to powiedziały one same, postaci z moich „Gąsek”. Koszalin jest małym miastem, ale w Polsce takich Koszalinów jest z pięćdziesiąt. Gdzieś tam pewnie i na przykład w Atenach, miejscu narodzin demo­kracji greckiej, bo są starsze podania o demokracji na przykład w Biblii, albo w Nowym Jorku, ktoś czeka z utęsknieniem, by przeczytać te moje „Gąski”. Żeby zobaczyć portret własny – demokracji. Na pewno niedobry, kiepski, kiczowaty, tandetny, obskurny, wulgarny i odarty z awangardowej wy­obraźni.

     

    Cóż, to jest o faktach. Fakty są nieubłagane. Te to dopiero są do przodu. Sceny są stylizowane do rymu, bo kto mówi rymem. Jednakże wszystkie są na faktach. Zresztą, kto mówił rymem w cza­sach Shakespeare'a, Moliera czy Fredry? Ludzie nie składają się z pigmentów i oleju, składników podstawowych olejnych farb malarskich a jednak ich portrety tym były i są nadal malowane. Po­wiedzmy, tym razem to jest pastela, albo farba akrylowa jako podkład a za werniks robi lakier do felg samochodowych. Co to ma za znaczenie?

     

    Akcja jest wartka, bo to otwór akcji. Dorwać się i stado przydomowych nielotów zamienić w armię pokonującą lisy. To jest sztuka, która się nam udała. Wyobraźcie sobie na scenie, jak to bę­dzie wyglądać, jak postaci w gęsich kostiumach będą biegać, gadać, biadolić i wrzeszczeć. Ich gęsie filozofie, ich gęsie myślenie i ich gęsie posiedzenie. To gęsi umieją. W moich „Gąskach” to wszystko jest. Tarzające się w błocie naszej rzeczywistości, tej cudownej, takiej ładnej i komercyjnej, takiej cacy. Wszędzie ładne chodniczki, doniczki i trawniczki. A tu, proszę bardzo, gąski w ataku.

     

    Czy myślicie, i Ty, drogi Czytelniku, że nawymyślałem, że przesadzam? Nigdy w życiu. Prosta historyjka, kosztująca jak każde proste rozwiązanie najwięcej. Żeby ją spłodzić, trzeba było tam być. I to nie tylko jako widz, kibic czy statysta. Trzeba było być głównym rozgrywającym. Tym znienawi­dzonym, podejrzanym o niecne zamiary, tym właśnie. Inaczej to żadna książka o demokracji w kon­wencji udramatyzowanej bajki do dzisiaj by nie powstała. Niech ją potępiają kpy pospolitego rusze­nia, niech ją atakują krytycy poprawności literackiej. Na pewno na to zasłużyła, bo jest objawem nie­pokornej chęci ludzi do tego, by samemu decydować o sobie i o swoim losie, a nie zdawania się na wątpliwej jakości decyzje innych.

     

    Uzurpator, a takim jest lud, ma swoje złe nawyki. Boi się despotów, tyranów, choć sam ich so­bie na łeb sprowadza. To taka własność ludowa ludu. Popróbujcie to opisać możliwie zwięźle. W dwu zdaniach na dwie stronice. Przemyślcie to, użyjcie inteligencji naturalnej, sobie przyrodzonej. A jeśli to okaże się ponad siły każdego, przeczytajcie moje „Gąski”. Tam są portrety niejednego z ludu. Każdy jakoś z lepszym lub gorszym skutkiem może dopasować je do siebie samego. Postaci jest tak dużo, że wydaje się, że aż za dużo. Gubi się człowiek w nich i ich imionach czy przydomkach. Jak w Biblii albo u Homera. Ale, czy to źle? Jest co przerobić jeszcze raz.

     

     

    Dyrektorzy teatrów, ci siedzący za tymi swoimi biurkami w zacisz­nych gabinetach z pra­wem do wła­snego miejsca parkin­gowego pod najważniejszymi insty­tucjami w mieście. Do nich kieruję te parę słów na koniec. Teatr jest najważ­niejszą instytucją państwa. Nawet całkowicie prywatny. Nie urzędy i sądy. W teatrze daje się rozłado­wać napięcie, które spina ludzi w ich małostkach, złościach, zawi­ściach i egoizmach. Skumulo­wane na chwilę się rozlatuje po spekta­klu. Czy to dużo? Weźcie na tape­tę moje „Gąski”, to po prostu się opłaci. Skoro ta demokracja jest taka ważna a nie ma swojego por­tretu oprócz moich „Gąsek”, to lu­dzie przyjdą. Zobaczą w pigułce portrety samych siebie.

     

    W godzinie presji, w chwili pró­by ludzie zachowują się inaczej niż na co dzień. Ich zachowa­nie jest, oczywiście, nacechowane ich cha­rakterami, ale pewne postawy są niecodzienne. Ilość tych nieco­dzienności jest jednak ograniczona. Nie jest to niewyczerpane źródło. Uchwycenie ich, to rzecz niezwy­kle trudna. A w moich „Gąskach” przyłapane są prawie wszystkie i to na gorącym uczynku.

     

    Dlatego idźcie spokojnie, wycią­gnijcie z kieszeni te parę zło­tych i zapłaćcie księgarzowi za tę ucztę z gąsek. Nie żałujcie. Nie ża­łujcie na książkę papierową. Jest odporna na wyłączenie prądu, któ­rym stra­szą ludzi osobniki w gar­niturach. Czy to nie wystarczy? Dzięki lu­dziom dopracowa­ła się po prawie dwu latach erra­ty.

     

    Z Bogiem.

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

     

    Autorecenzja pdf - 830 KB

     

    Do góry