Od
miesięcy bronię się od tego tekstu. Ale:
Skoro
każą mi wejść w szkodę.
No
to dziś obrobię Dodę.
Czyli
zaczynamy ten wykład limerycznie. Czyli to pierwszy
aspekt mojego widzenia tego przedsięwzięcia,
przypuśćmy że muzycznego. Takie przypuszczenie na
początku perory to jak założenie heurystyczne.
Ale skoro nie czułem się w tym temacie zbyt mocny,
zadzwoniłem.
-
Co sądzisz o Dodzie?
-
O kim?
-
O Dodzie?
-
A kto to Doda?
Tu
musiałem udzielić bardziej wylewnej informacji,
powodziowe służby miałyby dosyć do roboty, a nas
tu ma nic nie zalać, a na pewno nie woda. Po
uruchomieniu, czego tam było trzeba, bo
specjalistka od lekkiego, melodyjnego popu napłynęła
do Polski z Wilna, słyszę dalej:
Taka dziewczyna z Play Boya.
O, piersi ma ładne.
Jeszcze raz mówię, układałem
ten dialog tylko w pięćdziesięciu procentach.
Jedynie go tu spisuję. Ostatnio owa specjalistka od
piersi znowu jechała gdzieś w Inflanty, choć
dalej nie umiała powiedzieć, co ta Doda śpiewa.
Bardziej wnikliwej analizy możliwości wokalnych
tejże wykonawczyni nie poznałem z drugiej ręki.
Kogo
zapytać o cycki, jeśli nie kogoś, kto je ma?
Podobnie z głosem. Kogo zapytać o głos, jeśli
nie kogoś, kto tym głosem mógłby głowy ścinać,
albo tkać flamandzkie koronki? Z tego punktu
widzenia Doda jest szansonistką jakich wiele. Głosik
ma ciekawy, ale wystarcza do zawodzenia prostych
melodyjek. Niestety, zawiodę cię, chory na
koneserstwo hipokryto, Doda w tej klasie jest świetną
wokalistką. Gdy chcesz sobie kupić samochód wyścigowy,
a potem zabić się nim, zajeżdżając innym drogę
na ulicach, jednak nie słuchaj jej piosenek. To są
rzeczy z klasy samochodów rodzinnych. Tak, tak
– nie przesłyszałeś się. Jej utwory tchną
ciepłem domu. Może domu, którego nie miała. Może
takiego, który chciałaby mieć. Proste rzeczy o tęsknocie
za miłością, dobrem i przyjaźnią. Leciutkie tekściki,
jakby wycięte z prasy anonsy matrymonialne. Czy
widzisz coś w tym złego? Odrobina zadziorności,
łzawości i histerii. A komu histeria przystoi, jeśli
nie kobiecie? Ani to nie jest liryczne, ani to nie
jest limeryczne.
Że
to wszystko opakowane w nieco wtórną formę, naśladowcze
dźwięki i to nie dźwiękonaśladowcze, ale
podrzynane od jakichś słabiaczków... To co z
tego? Moje ulubione brzmienia gitarowe także
miejscami da się tam słyszeć. Pojedynczy akord
powtarzany uporczywie jako przerywnik ponawianej
frazy. Żadna rock and rollowa rewelacja.
Hardcorowcy się wściekają, bo im ich ulubione ciężkie
jak myślenie opóźnionego w rozwoju brzmienie
podkradła jakaś taka dyskopatka i teraz biadolą.
Ale to dość śpiewne zawodzenie pomiędzy głupawym
charczeniem gitar i perkusji ma swój dziwny urok.
Ktoś powie, że jest to odgłos wody spuszczanej w
sedesie. No, może być. W sedesach dziś i to
publicznych pełna kultura. To by się w sumie
zgadzało.
A
dla kogo jest ta muzyczka? Co, nie wiecie? Znam
jednego niedoszłego doktora, czyli wiecznego
doktoranta od hitechu. Rzucali go jak pomiotło
na zachodzie z Francji do USA, Anglii i pewnie by
wylądował w Gujanie, gdyby go nie pchnęli z
powrotem do Polski. Tu miał firmę hitechową
zakładać, polskie biznesiorstwo nawracać na wysoką
technologię. A to polskie zacofaństwo nie chce
uczyć się chińskiego i co mu zrobisz? Budował
takiego bezpilotowca do obfotografowywania z lotu
ptaka, bo ponoć Polska jest nie dość
obfotografowana. Ale po Dodzie tego nie widać. Ją
obfotografowali. Można by na tej podstawie sporządzić
już szczegółową mapę Dody.
A
ten biedniaczek marzył o swojej palemce i drinkach
na Riwierze... i klecił te swoje trywialne układy
elektroniczne. Co jest z tymi reemigrantami z
Francji, że wszyscy ciążą do palemki i Riwiery?
W poszukiwaniu sztucznego mózgu i sztucznej
inteligencji porozumiałem się z nim także w
sprawie miejsca, gdzie koza je miotłę. Gdyby bujnął
się dalej na południe, pewnie byłaby to już cosa
nostra. Ale ponoć finansował ją niegdyś
znany z innych diabelskich sztuczek Niccolo, w
szerokim świecie bardziej rozpoznawalny jako
Paganini, jeszcze wtedy, gdy owa cosa walczyła o
jedność ojczyzny, zanim zajęła się ciemnymi
interesami, to poniekąd muzyczna strona kozy.
Szalbierstwo i szarlataneria muzyczna ma zatem swoje
zaszczytne miejsce w historii wykonawstwa i
kompozycji.
I
tak siedzi któregoś razu ów od hitechu i dłubie
coś. Zagląda do lodówki, bo mu świat odcięło
to hitechowe zamroczenie i co widzi? Pustki.
I odzywa się w te słowa:
Nie mam w lodówce nic do
jedzenia i na dodatek skończyły mi się koszulki
termoobkurczliwe.
Dla
kogoś, kto nie zna terminologii hitechowej
powiem, żeby nie pomylił tego z koszulkami
mokroobkurczliwymi znanymi z konkursów. Koszulka
termoobkurczliwa to taka kolorowa rurka, która pod
wpływem gorąca zmniejsza swoją średnicę. Wiem,
że tobie, biedny specu od głosów, bardziej się
marzy koszulka termorozszerzalna, ale zlituj się...
Nie za dużo marzeń?
Co
się dzieje z koszulką termoobkurczliwą pod wpływem wysokiej
temperatury? Mięknie. Wyobraźcie sobie tego
biedaczka z tymi koszulkami i nożem w ręku. Bierze
deskę i kroi je w swojej hitechowej
desperacji na krótkie kawałeczki. Jak szczypior na
kanapkę. Potem wrzuca te pokrojone koszulki na gorący
olej. A potem wcina to w swojej hitechowej
samotni, zanim przystąpi do następnego ambitnego
problemu bezpilotowego fotografowania. Aktualnie
jego samolot to ciągle nielot, to i powód do
frustracji jest. Co chcecie teraz mu jeszcze zrobić?
Na
muzyce się taki nie zna, na fotografii także się
nie zna. Na filmie się nie zna, na sztuce się nie
zna. Ile mam jeszcze razy napisać sławetne nie
zna? Mógłbym tak do rana. Ale po co? Na
fryzurach wokółmuzycznych też się nie zna, choć
wie, a to już bardzo dużo, że to trwały element
muzyki lekkoobyczajnej. I wy mu chcecie odebrać
ostatnią przyjemność z życia, jaką ma? A tu
nagle na rynek jego zabytkowego, pięknego miasta
wojewódzkiego przyjeżdża Doda. Ona mu doda
animuszu, witalności, którą utracił, uprawiając
tę górnolotną fotografię bezpilotową. On teraz
pędzi na złamanie karku i to bez aparatu, aby
wystać na rynku, gdy to ruchome zjawisko fizyczne
przewali się po scenie. Wybieg jej ustawili. Czy
nie widzicie, jak ona chodzi? Ile energii wkłada w
to, aby ten biedniaczek od hitechu wrócił w
okolice, gdzie bodaj jest cień kobiety. Chcecie mu
to zabrać? To tak jakbyście mu zjedli ostatnią
koszulkę termoobkurczliwą.
Miejcie
litość, nie każcie mi już o tym pisać.
Wystarczy, że mi się to śniło dzisiaj. Nie chcę
dośpiewywać tych wszystkich źle napisanych taktów.
Nie chcę rozwijać tych miałkich linijek
melodycznych w kosmiczne wariacje. Wystarczy, że
mnie to zamęcza z uwagi na to, że kupiłem sobie tę
różową płytkę. W środku te naklejki. Nie lubię
sztuki tatuowanej. Musiałbym to miejsce potem omijać,
a to grzech, tak nie dopieścić mapy lotniczej.
A na
okładce Doda w kagańcu. I czego się boicie? Jej?
Czy to nie ona chroni swoją fizys przed
atakami, jak bramkarz hokejowy? Jest to różowy
papier toaletowy i ładnie perfumowany. Chodzi w
iksy jak wiek XX. Ale mamy już XXI. Nie wyciągajcie
pały na jej widok. Czy to jest osiągnięcie
muzyczne? Mało na to wskazuje. Czy to zjawisko
meteorologiczne? Także nie. To po prostu
niesamowite zjawisko na naszej zaściankowej scenie
rozrywkowej. Nie znają jej nawet w Wilnie. To czego
chcecie od Dody? Czy ona wam przynosi ujmę? Po
prostu dziewczyna na scenie. A czego byście chcieli
- bezpilotowego dinozaura?
Ale
jest pytanie: Czy Doda umie śpiewać. Jak wiecznie
otwarta rana. Nasz Nauczyciel zabronił mówić
wszystkiego ponad to: Tak tak, nie nie - gdy ma się
przed sobą proste pytanie. Czy zatem Doda umie śpiewać?
Tak. Jest śpiewanie i śpiewanie. Jest także śpiewanie
w swojej klasie. Doda w swojej klasie w Polsce jest
bezkonkurencyjne, bo nawet nie ma konkurencji. W
swojej klasie ma klasę. I umie przy tym wylać wodę
na małą wojewódzką głowę. I że jakiś
pseudointelektualny reżyser ma do niej pociąg
drugiej klasy... To co z tego? Zawsze lubił dźwięczne
odbojniki w swoich filmach. I takie, które te
atrybuty umiały wdzięcznie i szybko ukazać
oczekującym na intelekt.
Są
ludzie zawistni, którzy zazdroszczą dziewczynie tyłka...
o przepraszam liternictwa, choć sami należą do
innej klasy, podgatunku człowieka. Ich zazdrość i
ich brocha. Powie potem taki, że nie lubi Dody, bo
nie lubi chamstwa. A sam popisze się przy tym tak
prostackim chamstwem, że przy nim Doda to niewinna
dziewczynka. Inteligentna gapa pozująca na
nastolatkę. Ale co chcecie od gap? Chcielibyście
zginąć z głodu, bo gapy nie wyżarły pędraków,
idąc za ciężko orzącym brzmieniem ciągnika i pługa
na szerokim rozłogu nędzy muzycznej w Polsce? Wytłucze
przynajmniej to pędractwo muzyczne. Czy atmosfera
się od tego oczyści? Nie. Ale oczyści się
przynajmniej gleba, żeby ziarno spadło i wzrosła
z tego prawdziwa muzyka. Może jakiś potomek hitechowca
wtedy usłyszy coś więcej niż zgrzyty lutownicy kładzionej
na podstawek. Ale to tylko pod warunkiem, że ten
zbliży się do prawdziwej kobiety, a nie do okładki
kolorowego pisma. I żeby to chociaż muzycznego.
Tyle
wokół nas tandety muzycznej. Tyle wrednego gadania
o sztuce, z którego nic nie wynika. A żyjemy jak
ci dzicy koloniści na dzikim zachodzie. Doda jest
wspaniałą piosenkarką z saloonu a nie z salonu.
Kręci liternictwem, potrząsa ilorazem i biedne
technokratyczne mózgi choć raz czują coś
humanistycznego i humanitarnego. Choć raz nie obce
jest im coś ludzkiego. A że to ciągle prawie
eastern zamiast westernu. To co z tego? W zasadzie
to centerern – jakkolwiek antygramatycznie i
amuzycznie to brzmi. Na tym pustkowiu, w tej
brzydocie i brudzie takie zjawisko to dar od
wszechogarniającej komercji. Produkt najwyższej
jakości. Atrakcyjny nawet ponad miarę, jak na
potrzeby lokalne. Może konkurować wszędzie z każdym
innym produktem w swej klasie. A czy to jest muzyka?
Cóż, na tym wielkim drzewie, mała gałązka może
być szkodnikiem, który usechł i trzeba go prześwietlić,
ale może dać malutkiego, śliczniutkiego kwiatka,
który potem zamieni się w słodziutki owoc. Tego
życzę, elektrycznie albo elektrodowo Dodzie. I każdemu
zagonionemu w kozi róg technokracie muzycznemu.
***
Jest
jeszcze mały aspekt językowy. Ktoś może wytłumaczy
ten tytuł. Czy to jest Diamond Bitch. Czyli Diamentowa
Suka, albo Diamentowa Dziwka. Na co
wskazywałby kaganiec psiej oświaty. Albo może Diamond
Botch czyli Diamentowe Partactwo, albo Diamentowa
Fuszerka, Diamentowy Knot. Albo Diamond
Batch czyli Diamentowy Wypiek albo Diamentowa
Porcja, Diamentowy Plik. A może to jest
po prostu informatyczny Diamentowy Plik Wsadowy.
Byle tylko był to plik muzyczny. Na razie są to prościutkie
soudtracki. Czyli pewnikiem coś spomiędzy tych
intelektualnych domysłów muzycznych.
Andrzej
Marek Hendzel
|