A+ A-
    Wydawnictwo Oficyna

    Dziennik Muzyczny

    Strona główna
    Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik MuzycznyRecenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
    Poprzednia

    Wpis Dziennika Muzycznego numer 280

    Następna

    Koszalin, 16. 04. 2025 r.

     

     

    Obrzydliwe kreatury. Z nich nawet nie zbudujesz postaci do opery. Ludzie bez twarzy, o których nawet zapominać nie warto, bo zapominanie to także czynność, której trzeba doko­nać. Oni nie zasługują na żadną pamięć. Zasługują na nieistnienie.

     

    Ukazał się nakładem Bellony bardzo ciekawy i stary traktat muzykologiczny. Mówię a w zasadzie piszę o „Dialogach” Konfucjusza w tym przekładzie zwanego jako Kongzi. W 2023 roku wydana. W Warszawie. Przekład ciekawy, dopisuje się do dwu współczesnych prze­kładów, które już istnieją w obiegu muzykologicznym tegoż autora.

     

    Czemu piszę, że to muzykologia? Nic tam więcej nie ma w tych wypowiedziach oprócz mą­drzenia się o muzyce i ceremoniale. W sumie Konfucjusz nie miał wiele do powiedzenia w żadnej dziedzinie poza tym dworskim podejściem do muzyki i ceremoniału. Pilnował tylko tego, bo na tym się znał. Szambelan pilnujący oprawy dworskiej.

     

    Jednakże wielu przypisuje temu autorowi jakieś niemal mistyczne moce. A w tych jego sło­wach nic więcej nie ma poza muzykologią, spisanych w formie pozornego dialogu a w isto­cie z luźno poskładanych dykteryjek, gdzie wypowiada się Konfucjusz często w kontrower­sji do jakiejś drobnej scenki rodzajowej, jakiegoś pytania ucznia lub uczniów, albo jakichś władców. Takich właśnie kreatur. Małych lub dużych despotów. Plugawców ludzkich, któ­rych próbował okrasić ogładą i muzyką, aby od nich nie zalatywało truchłem za ich nędz­nego życia.

     

    Brudas umysłowy, małostkowy i drażliwy na swoim punkcie prostak nie zmieni się nawet pod wpływem takiego Konfucjusza. Zawsze będzie rozpadającym się ścierwem walącym na całą okolicę swoją zgnilizną, zbrodnią i głupotą. Naperfumowanie go muzyką i konwe­nansem utrwalonych tradycją czynności pokazywanych publicznie niczego tu nie ukryje. Brudas umysłowy zostaje brudasem, gdy go wykąpać w świeżym nurcie muzyki.

     

    Muzyka jest zawsze ożywcza, nawet ta zastarzała i tradycyjna. Często trafia bowiem do no­wego mózgu i nowego serca, które jej nie znały dotąd. Jest dla nich tchnieniem czegoś od­krywczego pomimo tego, że to oklepany staroć dla innych. Ile lat ma rock and rolle? Po­obijany we wszystkich stacjach i rozgłośniach, poniewierany przez plebs i wyniosłych znawców. A gdy trafi nową ofiarę, która sama się pcha w to nieszczęście, ta spija go jak coś świeżego i odkrywczego.

     

    Tak było i w czasach Konfucjusza. Jego muzykologia, umiłowanie tradycji i skostniałej ety­kiety dworskiej z jej szatami, czynnościami i minami. Czy możemy mu mieć to za złe? A kto ma? Jedynie ci, którzy nie kochają muzyki, będą nad tym jęczeć i rozpaczać. Jest to obrona tego, co nazywa się muzyką chińską, zwaną przez Europejczyków duszeniem kota, ale ciągle jakiejś muzyki. A gdzie nasza muzyka z tamtych epok? Pożarły ją te obrzydliwe kreatury, które teraz też się mądrzą, jakby to oni poznali tajemnicę muzyki a są zwykłymi prymitywnymi gburami.

     

    O nich nie rozmawiajmy. Idzie Zmartwychwstanie Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Nie oglądajmy się na złych ludzi. Niech nam nie przygrywa przy tym tradycyjna chińska muzy­ka i nie towarzyszą jej korowody. Sami mamy swoją własną – muzykę i powłóczysty rytu­ał, nawet jeśli dzisiaj nasza muzyka została wyrugowana do taniej rozrywki dla gawiedzi.

     

     

     

    Andrzej Marek Hendzel

     

    Do góry