Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 189
Koszalin, 01. 06. 2013 r.
A jednak chcę oszczędzić Polsce wszelkich makaronizmów. Że my Polacy mamy być, tacy, siacy lub owacy. Dante Alighieri i Petrarka żyli dawno. To tak jakby ktoś mylił Greków spod Maratonu z Grekami w czasach Konstantyna. W istocie ci ostatni byli już tylko Bizantyjczykami. Szczyt rozwoju kultury greckiej przebrzmiał dawno, tak samo szczyt kultury włoskiej wypalił się wieki temu.
Nie chcę stale podkreślać tego, że jak coś pochodzi z Italii, to jest takie piękne i cudowne, a w tym czasie pod samym nosem wymrze coś, co jest wielekroć więcej warte, co umrze jeszcze w zarodku, jakby ktoś z uporem chciał rozbić w pył diament albo złoty samorodek, by nigdy nie powstał z tego cudownej piękności brylant wprawiony w monarszą koronę.
Niestety nie podzielam zachwytów nad włoszczyzną. Są tam piękne rzeczy, ale tylko rzeczy – i są to sprawy dawne. Ich współczesność to wzornictwo przemysłowe i ciągnące się jak makaron nitki nudy. A najgorsza jest pustka duchowa komercyjnego i konsumpcyjnego społeczeństwa, które cieszy się zamierzchłymi sprawami dla przyjemności turystów. Jedyne dobra, które ceni, to luksusowe dobra konsumpcyjne. A piękno w rozumieniu starożytnych wymarło tam już dawno.
Ponadto jest całkowicie mylny pogląd, że każdy Włoch to taki Dante czy Petrarka. A za czasów ich obojga kto prześladował i jednego i drugiego? Jaki antagonizm był pomiędzy nimi a całą resztą społeczeństwa, które teraz odcina kupony od tego, że obaj urodzili się we Włoszech? Z tym, że co do tego pierwszego, nie do końca jest pewność, czy czuł się Włochem, czy tylko stworzył język literacki głównie w oparciu o dialekt toskański, o ten język pospólstwa, wulgarny język ulicy. Chwasty rozwijają się często bujniej niż roślinność ozdobna i ogrodowa. A taką ozdóbką była łacina w jego czasach. Utraciła swą czerstwą żywość.
Na szczęście nasz język nie został tak stworzony, ale był tu zanim przyszło pismo. Kraj istnieje dłużej niż pismo i to wzorowane na łacińskim. I Naród też istnieje dłużej. Nie trzeba było czekać do czasów Reja, by o tym się przekonać, choć makaronizmy pisarskie tłamsiły polskość. Ale ta polskość była i jest w zaśpiewie muzycznych atawizmów. Zupełnie oryginalna, nietuzinkowa i niepowtarzalna. Choć niektóre słowa w poprzednim zdaniu wydają się synonimami. Oryginał to pierwowzór – pierwszy. I wolę nie mieszać w naszą muzykę czegoś, co jest sztucznie jej wpojonym przeszczepem, gdy przy okazji utrupia się jej głęboki i rodzimy przekaz.
Nazywajcie sobie to, jak chcecie, ale odpowiedzcie na pytanie: Czemu Chopin po wyjeździe z Polski nie napisał już nic takiego jak jego dwa koncerty? Dwa. Nie zawrotna liczba jak u Mozarta, ledwo dwa. I czemu wszystkie jego pieśni są napisane do polskiego tekstu? A jak udzielicie mi a bardziej sobie odpowiedzi na to pytanie, to zarzuty o szowinizm, nacjonalizm i ludyczność prysną jak bańka mydlana. Ci którzy lansują lub lansowali makaronizmy wszelkiej maści, czy włoskie, czy francuskie, czy anglosaskie, a wcześniej łacińskie sami są szowinistami, nacjonalistami bo idą za ludami włoskimi, francuskimi, anglosaskimi czy łacińskimi. I to jeszcze na dokładkę pachołkami tych szowinizmów, nacjonalizmów i ludyczności pazernych obcych.
Mieszkałem w kraju indoktrynowanym pseudointernacjonalizmem. To znaczy twierdzono, że to internacjonalizm, ale Polacy mieli mówić jak inne narody po rosyjsku. Jednak Polak nie chce być Ruskiem a szczególnie takim, który uczy go podporządkowania jego normom poprzez narzucanie rosyjskiej mowy. A ile narodów wynarodowił ten rosyjski internacjonalizm? Co niszczył? Usuwał ze świata wierzę Babel, samemu próbując zając miejsce Babilonu jako militarnej potęgi?
Ktoś powie, że to nie odnosi się do słabych Włoch. Słabych? A ile wieków tyranizowała ta włoszczyzna kulturę europejską, gdzie nic co nie włoskie nie miało racji bytu? A włoszczyzna nie nadaje się nawet do zupy, bo nikt nie będzie mi narzucał składu czegokolwiek, poprzez wciskanie mi swojego ciasnego schematu. Albo się rozwijam i tworzę coś nowego, albo drepcę śladem innych, który jest trupią ścieżką. A tego, co ją uśmierci, nie chcę dla muzyki. Muzyka ma żyć, a nie ciągle dreptać po starych śladach. Nowa droga może być trudna, lecz trudny nie znaczy niemożliwy.
Dziś ulica jest wulgarna właśnie makaronizmami. To makaronizmy wypełniają pusty język ludu. Idzie taki i nawet nie wie, że rzuca mięsem w stylu makaronu nawijanego na uszy. To koło zakręciło się i spadło na dno. Jednocześnie rujnując, to co swoje, a w mowę ludu wplatając chwasty małpiego powtarzania słów, które nie zrozumiane, stały się synonimem wulgarności. Ciemny lud trzyma się w ten sposób w jeszcze większej ciemnocie – niszcząc przy tym to, co w nim pierwsze, swoje własne i co daje siłę człowieczeństwa. A bez tego muzyki nie ma.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry