Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 16
Koszalin, 19. 04. 2009 r.
I jeszcze raz z Reja:
Co we trzydzieści lat po macierzy nie dał piskać
Poseł skąpy przyjechał do miasta jednego.
Piszczkowie, by mu grali, przyszli wnet do niego.
Ten rzekł: - „Nie do tegoć mi, abyście wiedzieli,
Bo mi matka umarła.” Oni powiedzieli
Książęciu. On go potym wnet nawiedzać posłał
Upominając smutku, aby się nie troskał.
Ten rzekł: - „Jużci mię dawno tesknica minęła,
Bo już na trzydzieści lat, jako mi zginęła.”
Jeśli kto nie rozumie, to chodzi o muzykę i muzykantów. A w wersji zeswojszczonej byłoby jakoś tak:
Przyjechał do pewnego miasta skąpy ambasador. Zaraz skrzyknęła się ekipa miejscowych muzyków, aby przygrywać na uroczystości powitalnej. A ten do nich: „Nie mam do tego nastroju, bo mi zmarła matka.”. Odprawieni pobiegli zaraz donieść o tym służbom specjalnym kraju. Rząd wydelegował swego przedstawiciela, aby okazać współczucie posłowi obcego państwa. A ten im wypali: „A to było dawno i już po żałobie. Bo zmarła mi przed trzydziestu laty.”.
I jaki jest morał z owej historyjki? Może, że muzycy to zawistne plemię i zaraz lecą na skargę, gdy im kto pod nos groszem nie podsypie i nie chce ich grania? Albo, że jak mawiał Konfucjusz, że dobry poseł to ten, który, wysłany do dalekiego kraju, nie przyniesie mu wstydu? Albo, że dobrze jest obsadzać na zagraniczne placówki ludzi lotnych, którzy jak kłamią to tak, żeby się na tym nie dać złapać? Albo może, że muzycy miejscowi mogą być szpiegami i zaraz doniosą władzy wszystko, co się dzieje w ambasadzie? Nie wiadomo. A może to wszystko prawda.
W każdym razie, może trzeba się zastanowić, czy w polskich ambasadach nie powinno się organizował uroczystości przy pomocy sprowadzonych specjalnie po temu polskich muzyków? Albo szukać Polaków tam za granicą, bo ich wszędzie po świecie nosi duch muzyki? Może trzeba pomyśleć, czy nie lepiej się sprawy Polski załatwi, gdy w tle przygrywać ktoś będzie choćby powszechnie znanego Poloneza a-moll „Pożegnanie Ojczyzny” Michała Kleofasa Ogińskiego?
Ktoś, kto czego innego się spodziewał po rejowym figliku, będzie zawiedziony. Mało jest takich w Polsce, którzy te utwory znają. Może jest wśród czytających ten tekst ktoś, kto pomyślał, że brak piskania po macierzy po trzydziestu latach to lekka przesada. Można Ojczyzny nie opłakiwać dwa lata po jej utracie, ale żeby być tak zawziętym, aby jej nie płakać po trzydziestce upadku. Fakt, że nawet Ogiński napisał swego sławnego poloneza po dwudziestu ośmiu latach po ostatnim rozbiorze Polski. Nawet on nie był tak zawzięty w nie uprawianiu żałoby. Zapiskał jednak sobie.
Ale nie o to tu idzie. A może nasze placówki powinny mieć przede wszystkim przy tym piskaniu na uwadze względy bezpieczeństwa, gdyż obcy muzyk, to potencjalny szpieg władz lokalnych. A tak polscy muzycy na miejscu, to najwyżej podwójni szpiegowie, czyli łatwo ich zdemaskować. Ale przywiezieni z kraju to przynajmniej poczucie bezpieczeństwa. I żałowanie na to grosza to głupota krańcowa. Bo jeśli to i nie pomoże w podpisywaniu umów międzypaństwowych, albo kontraktów, to na pewno nie zaszkodzi donosem do władz miejscowych. I taki poseł ze skąpstwa nie wyjdzie przed obcymi ludźmi na wała. Oby chociaż jak Polska cała, to by wtedy przynajmniej owym wałem krajowi wstydu nie przyniósł.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry