Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 31. 12. 2009 r.

 

 

 

Gdybym odbierał swój procent od każdej złotówki zdziwienia na mój widok, to już dziś byłbym większym Krezusem, Gigesem niż niejaki Bill Bramki. Jak może nazywać się spec od naciągania ludzi na słowa bitowe? Bramka to podstawowy element cyberświata – inaczej przerzutnik dwustanowy.

 

I tak, jak kto robi oczy na to, co ja robię, to niechaj będzie bodaj jak w uczciwym filmowym interesie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Jak na Dzikim Zachodzie. Umowa. Jedna złotówka dla niego – dla niej, a druga dla mnie. Wtedy bodaj przejrzy na jedno oko.

 

A co do skrajności.... A co by było warte życie bez popadania ze skrajności w skrajność. Jak śpiewa dość już w sumie oklepany, ale i tak ciągle interesujący zespół z podpiwniczenia pod sceną a z optycznym wywietrznikiem  z widokiem na podeszwy i z książką w garści:

 

A po nocy przychodzi dzień,

A po burzy spokój.

 

Wszystko zbudowane jest ze skrajności. Szara masa, szaraki i inne dewianty siedzą w strefie światłocienia, bo im tak jest wygodnie. Nie widać ich mimikry w tym przydymionym półświatku. Ale Leonardo da Vinci opracował technikę rysunku z minimalnym światłocieniem już kilkaset lat temu. Czemu zatem dalej tkwić poza granicą kreski? Świat komiksu jest wyrazistszy niż myślenie ogółu. Krecha – aż miło.

 

Szarzyzna wybzdycza także na takie rozmyte logiki jak impresjonizm czy ekspresjonizm. Te rozpływające się barwy, kontury nakropione bez ładu. A każdy kto widział aparat wzrokowy – chociażby siatkówkę oka – wie, że tam zawsze na granicy widzialności jest zespół drobniutkich plamek. Czy to w siatkę manipułów rzymskich jak piksele w cyfrowym aparacie fotograficznym czy kamerze, czy w czymś bardziej zbliżonym do natury.

 

Gdy ktoś lubi tkwić w niewiadomym, jak pluskwy w szwie ubrania w trakcie wojny, albo innej zarazy, to jego problem. Ja lubię zdziwienie ludzkie, jako czynnik napędzający postęp. Nie postęp w sensie – mieć więcej gadżetów i zdehumanizować się zupełnie. Ale postęp jaki widać w myśleniu, nawet jeśli ktoś uprze się, że kanibal z jaskini miał równie szlachetne tryby postępowania jak on sam. Człowiek współczesny, ten kanibal wszechczasów, w rzeczywistości potwierdza taką teorię.

 

Norma Jean zmęczona seksem jak współczesne wcielenie bogini Isztar - opiekunka prostytucji świątynnej - ma w sobie więcej z człowieka, niż szara pleśń półcienia. Zabobon, który ucieleśnia, jest lepszy niż myślenie tłumu, które przypomina jedynie filozofię walca drogowego. Śpiewać nie umiała, ale wyśpiewała się na śmierć. Jest jak stare, szlachetne języki programistyczne, cały proces trzeba wklepać, linijka za linijką. Nie ma typów klasowych, modułów i obiektów.

 

Dziś byle robak wykreuje się na pierwszego w swej klasie i robi miny, jakby był Słońcem w jego pierwszej osobie. To jest niebezpieczne, bo to tworzy mnóstwo nijakości o poziomie cegły w murze. A klasa jest tylko jedna – człowiek. Człowieczeństwo więcej jest warte niż korony cesarzy i królów. Cały despotyzm Świata niczym jest wobec pojedynczego człowieka.

 

I czego tu się bać? Słońca? Słońce jest niegroźne, choć dzieją się na nim stale procesy, które dziejąc się na Ziemi, byłyby katastrofą unicestwiającą jej byt na zawsze.

 

A muzyczne robactwo, siedzące gdzieś po kątach swojej wyobraźni zasługuje na to, co je spotka. Automaty zastąpią je kiedyś prędzej czy później. Tego procesu zatrzymać się nie da. Chyba że Słońce wkurzy się na ten zadufany pyłek na jego orbicie i zdmuchnie go, jak świeczkę.

 

Jak mawiał Schopenhauer, bat przydaje się na taką pannicę muzyczną – rzekomo Ziemię. A w każdym razie planetę. Podsumujmy to wierszykiem, bo dziś koniec roku, i to ponoć Starego Roku. A kiedy wypada wpadać w skrajności jeśli nie na koniec takiego ustrojstwa?

 

Batem i batutą

 

Wie każda muzyczna szmata,

że na nią trzeba bata.

A że ma myśli zatrute –

To Spohr wymyślił batutę.

I teraz pędzi jak z buta,

bo ją pogania batuta.

   

I tyle na ten Stary Rok. Bat i batuta. O naturze plików wsadowych *.bat w innym miejscu i innym razem.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry