Cieszę
się, że na listach dyskusyjnych znajduje się coraz
więcej ludzi broniących muzyki. Chociaż tam. Jednakże
najczęściej wypełnia je plecenie od rzeczy, które
maskowane jest jedynie minami rzekomych znawców.
Przykre
jest to szczególnie, gdy nikt nie broni nikomu
wypowiadać się, nawet najmniej znaczącej personie
dla muzyki w ogóle. Każdy ma prawo pleść, co mu ślina
na język przyniesie, do momentu, gdy nie zaczyna
innych lżyć bez powodu, a nawet jak ma powód, to
niech to bodaj robi z gracją.
Jednakże
to stara przypadłość publiczności, że widzi w słowach
autorów coś innego, niż oni tam zawarli. Niestety
na standardowego tępaka nikt jeszcze nie wynalazł
lekarstwa. Wyobraźmy sobie kuriozum, taki eksperyment
myślowy zróbmy. Przychodzi kompozytor do debatujących
o muzyce konsumentów – czyli odbiorców muzyki. I
nagle to oni zaczynają go pouczać, że on nie
zajmuje się muzyką, wdając się z nimi w dyskusję.
I rzeczywiście, dyskutując z odbiorcami nie zajmuje
się muzyką, bo jej nie tworzy w tym czasie.
Owszem,
i kompozytor ma ludzkie potrzeby, może pleść i o
nadrukowanym w kwiatki papierze toaletowym. Ale koniec
końcem i tak wszystko zboczy na muzykę, bo życiem
kompozytora jest muzyka. Może i odbiorca próbować
sobie i innym wmawiać, że jest Muzom i muzyce poświęcony.
Ale to nawet nie jak światło i odbicie jego w
lustrze. To jak światło i ten który jest tym światłem
oświetlany. Odbiorcy ładnie i do twarzy z muzyką
kompozytora. Może na nią nawet kogoś poderwać, wrócić
do grona żywych ludzi, przez humanizm kogoś drugiego
– w tym wypadku przez twórczość kogoś drugiego.
Kompozytor rozdaje szczodrą ręką, ale nie po to,
aby odbiorca kaprysił, jak panienka na pensji. A i na
pensji trzymają dyscyplinę, jeśli takie przybytki
wraz z innymi wadami ludzkimi wróciły gdzieś do łask
społecznych.
Muzyka
bowiem żyje w otoczeniu ludzkim, jest nierozerwalnie
z nim związana. Nakładają się na nią wszelkie
czynniki związane z człowieczeństwem. Niestety
muzyka także psuje się pod wpływem zepsucia społecznego.
Ohydne czasy najczęściej dają ohydną muzykę. Buta
i zepsucie norm moralnych w trakcie budowy ordynarnego
państwa pruskiego dały w efekcie spotworniałą
muzykę Wagnera, która w istocie jest płodem skarłowacenia
ducha ludzkiego. Może ktoś tam sobie łzawić, że
to przecież trzeba oceniać muzykę w oderwaniu od
wszystkiego, jak apolityczny i aspołeczny wybryk,
zupełnie neutralny i stojący ponad tym wszystkim, co
otacza człowieka. Ale to właśnie niestety nie ma
nic wspólnego z muzyką.
To
tak jakby wierzyć, że dziki kanibal stworzy najpiękniejszą
muzykę, między kolejnymi czknięciami po
skonsumowaniu człowieka. Człowiek żyjący w stadium
rozwojowym poczwarki i o duszyczce złodziejaszka, będzie
klecił muzyczkę sobie najbardziej podobną. Muzyka
jest bowiem odzwierciedleniem stanu wewnętrznego człowieka.
Jeśli człowiek jest przerośnięty, jakby był członkiem
towarzystwa puszystych, to i jego muzyka zatrąca
bogactwem większej ilości metrów kwadratowych
materii potrzebnej na odzienie puszystego bogactwa.
Dlatego
cieszę się, że na przeróżnych listach
dyskusyjnych pełno jest obrońców muzyki, bo może
kiedyś dotrze do nich i ich świadomości, że
skarlenie ducha ludzkiego powoduje, że nie umieją
odebrać muzyki jako zjawiska. W dyskusji, jako że
jest to walka, wykuwa się jakiś nowy obraz społeczny
muzyki. Muzyka kwitnie jednak w sercu i świadomości
kompozytora. I klecenie wypowiedzi, że kompozytor mówi
nie o muzyce, to wierutna brednia. Kompozytor jest
kreatorem muzyki, jakakolwiek by ona nie była, a inni
mogą ją albo wykonać albo już tylko słuchać. Słuchajcie,
co mówi kompozytor. Słuchajcie kompozytora. A może
kiedyś, za jakiś bliższy lub dalszy czas nauczycie
się odbierać muzykę. Bo muzyki trzeba się uczyć
jak wszystkiego innego. Tylko w wysiłku zdobywa się
umiejętność. Także umiejętność odbierania
muzyki.
Andrzej
Marek Hendzel
|