Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 31. 07. 2009 r.

 

 

 

Wiedziemy spór, nagle powstały, jednego dnia wokół Muzyki Polskiej. Bardzo inteligentny, choć przykryty dla draki wygłupami. Ale wygłup, jak porządnie wyprawiona wartościowa skórka, nie służy dla ozdoby, ale aby przetrwać w trudnych okolicznościach.

 

Dawno temu, twórca definicji trójpodziału władzy – Monteskiusz – tak opisał sytuację Polski jako eksportera:

 

Za przykład może tu służyć Polska. Nie ma ona prawie nic z tego co nazywamy ruchomościami świata, chyba jedynie swoje własne zboże. Kilku magnatów posiada całe prowincje; cisną chłopa, aby mieć więcej zboża do wysłania za granicę i kupić za nie rzeczy, których wymaga ich zbytek. Gdyby Polska nie handlowała z żadnym narodem, mieszkańcy byliby szczęśliwsi. Magnaci, którzy mieliby tylko swoje zboże, dawaliby je chłopom, aby mogli wyżyć; zbyt wielkie posiadłości byłyby im ciężarem, podzieliliby je między chłopów; ponieważ każdy miałby pod dostatkiem skór i wełny w swoich stadach, nie byłoby już nadmiernych wydatków na odzież; możni, którzy zawsze kochają zbytek, a mogliby go znaleźć jedynie w kraju, zachęcaliby biedaków do pracy. Twierdzę, że naród ten stałby się bardziej kwitnący, o ile nie osunąłby się w barbarzyństwo: rzecz, której prawa mogłyby zapobiec.

 

Oczywiście w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego, bo w czyim? Przepiękna i zwięzła analiza polskiej struktury gospodarczej, która kraj doprowadziła w ostateczności do upadku. Ale Monteskiusz zapomniał przeciwstawiając Polsce Japonię, że w Polsce nie było tradycji wytwórczości. Do końca, a nawet po rozbiorach, nasi latyfundyści płakali tylko nad tym, żeby z kraju wywozić swoje zboże. Dalej lud utrzymywali w ciemnocie. Takiego procentu analfabetyzmu nie było chyba nigdzie w Europie, jak w przedwojennej Polsce.

 

Twierdzę, że po wojnie, która była kolejną karą za dawne grzechy tępych latyfundystów, stały się dwie wielkie rzeczy: naród został poddany przymusowej edukacji i przeprowadzono reformę rolną. Nie ma już analfabetów w Rzeczypospolitej i nie ma właścicieli ziemskich, cisnących chłopa. Kraj powoli wszedł na drogę rozwoju przemysłowego. Choć raczej ciągle powoli.

 

Przyjechał właśnie do nas XIV Dalajlama. Tak rzewnie dziękował pani prezydent Warszawy za honorowe obywatelstwo i tak pięknie chwalił naszego ducha wolności. Ale czy nie ma wstydu? Czemu nie zastanowił się nad przyczynami, dla których doprowadził wspólnie z innymi duchownymi swój własny kraj do ruiny. Tybet do upadku i niewoli chińskiej pchnęła chciwa i bezmyślna tybetańska teokracja. Czemu?

 

W Indiach są jeszcze rezerwaty tygrysów. Ale ludność miejscowa jest uboga i poluje na te zwierzęta. Fałszowała statystyki populacji tych wielkich kotów. A gdzie lądowały skóry zabitych tygrysów? W Tybecie. Niewiarygodne: biedny, zniewolony kraj, gdzie tysiącami kilometrów wiezie się pięć ziemniaków, aby je sprzedać, skupuje skóry warte około 10 tysięcy dolarów sztuka. Po co? Aby bogaci Tybetańczycy tym sposobem zaznaczali swój status społeczny. Dobrze, że chociaż z uwagi na protesty ekologów i obrońców praw zwierząt Dalajlama zaapelował do swoich ziomków, aby tego nie robili więcej. I co zrobili? Spalili te skóry, aby je zastąpić sztucznymi, których także nie umieją wyprodukować.

 

Mroczna i bezwzględna siła teokracji zwyciężyła, ale naród nadal tkwi w ciemnocie. Chińczyk na swoich sfaszyzowanych buciorach nie nauczył go niczego, bo to obce duchowi Tybetu. I Tybet tak długo będzie pod ich władaniem, jak długo nie zrzuci jarzma zacofania.

 

W Polsce, póki rozmowa z możnymi wyglądała jak rozmowa konia z chomątem, nie było niepodległości. Twierdzę, że gdyby wojna potoczyła się innym trybem i nie Sowiety by tu weszły, ale generał Anders na swoim białym koniku, to w Polsce analfabetyzm byłby do dzisiaj. Stracilibyśmy niepodległość na rzecz innych krajów po kilku latach. I nie tak, jak pod Ruskiem. Moskal był silną motywacją dla krajowej maści komuny, aby zrobić cokolwiek dobrego dla kraju – zlikwidować przyczyny ucisku prostego ludu. Ciemnotę i biedę.

 

To, że po tym wypalił się całkowicie zapał aparatczyków do działania, to efekt prostej relacji. Edukacja to skomplikowany proces, nie wystarczy umieć czytać i pisać, trzeba jeszcze nauczyć się pędu do rozwoju i nauki. A przede wszystkim trzeba umieć w rozwój i naukę inwestować. Nie wolno na to skąpić. Po drugie chłopu trzeba było dać prawo do właściwych regulacji stosunków społecznych. A prawo w Polsce to przerost ilości nad jakością. Prawo, którego nikt nie rozumie, przestaje być czytelne, bo przestaje być czytane, a w konsekwencji przestaje działać, albo działa jak pijany za kierownicą. Dajcie byłym analfabetom pisać, a napłodzą takich bzdur, że gdyby tak pisać programy komputerowe, to nie działałby żaden z nich.

 

Prawo musi być proste i komunikatywne. Zrozumiałe przez każdego. Minimum edukacji powinno wystarczać, aby człowiek rozumiał jego zapis. Nie powstało ono dla pazernych dochodu prawników - ale dla ludzi. Inaczej staje się prawnictwem a nie prawem. Degeneruje się całkowicie i demoralizuje naród.

 

W muzyce XX wieku liczyły się tylko dwa kierunki: muzyka amerykańska i angielska – ogólnie anglosaska – i muzyka latynoamerykańska. Nie wniosły one wielkich osiągnięć w muzykę zwaną poważną, ale jako zjawiska powszechne opanowały rynek muzyczny świata. Kraje południowoamerykańskie, to znaczy od południowej granicy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, wniosły w kulturę swoje ogromne zjawisko muzyczne. Północne kraje rozsadziło muzycznie zjawisko zwane jazzem i bluesem. Wszystko jako konsekwencja uprowadzenia w jasyr przez dziką pseudodemokrację amerykańską kilkudziesięciu milionów Afrykanów. Co najciekawsze, ci biedni niewolnicy, gnębieni i terroryzowani, a w istocie zmuszani do pracy ponad siły w amerykańskich kazamatach, domu niewoli, latyfundiach ziemskich, wnieśli do kultury coś, co Europejczycy zapomnieli dwa tysiące lat temu – wielki naturalny system dźwiękowy. Europa nie umiejąc sobie poradzić z matematycznym aspektem liczb niewymiernych w podziałach muzycznych wybroniła się systemem równomiernie temperowanym, ale przez to zatraciła rzeczywiste podziały harmoniczne. Całkowitym upadkiem muzycznym stały się dziwne eksperymenty na dźwięku, które trwają do dzisiaj, pustosząc duchowo świadomość muzyczną Europy. Za dużo w tym niemieckiej pychy i wiary w potrzebę wykonywania rozkazów, choć nie rasowi Niemcy zaplenili tę modę, a ich ofiary. Zatracono tym sposobem chęć do poznania prawdy.

 

Wierzę tylko, że to, co potrafił czarny człowiek, nie zaginie w głupocie ciągłego jałowego eksperymentowania, które kłóci się i obraża istotę prawdziwego empiryzmu, jaki powstał dla poznania prawdy. Dlatego czarny człowiek jest ozdobą ludzkości. Nigdy nie powiem o nim Afroamerykanin, jak o potomku emigrantów z Irlandii, Anglii czy Polski nie powiem Euroamerykanin. W duszy czarnego człowieka kołatała się resztka wiary w kojącą rolę muzyki. Znalazł wartość w podciągnięciach dźwięków i ich delikatniejszych podziałach niż okaleczony do przesady półton. Wróciły skale greckie w gitarowych popisach czarnych ludzi z delty Missisipi i z Chicago. Piękne, niezwykłe popisy monodii opartych na subtelnościach skal harmonicznych.

 

Czy jestem wrogiem awangardy? Arnolda Schönberga czy Albana Berga i ich następców? Nie. To przeciwwaga dla taniego dudlenia na systemie dur-moll. Ale upadek muzyki, jaki to coś zafundowało, zrównoważony został jedynie bluesem i jazzem. Rozszerzenie świadomości tonalnej nie przyszło od postwagnerowskiej mody, ale gdzieś z wielkich plantacji bawełny. A może żyło na polach żytka gdzieś w mazowieckim i rzeszowskim, tylko nie było mądrego, któryby to nagrał i przechował? Albo nie było na czym nagrać, bo całość zjawiska skonała wraz z kosami na sztorc w Powstaniach. Polak był niewolnikiem u Polaka, aby Polska stała się niewolnikiem Europy. Oto przewrotność trzymania ludzi w ciemnocie, przy której muzyka kona, gdy nie ma rozwoju techniki – czyli sztuki twórczej i wytwórczej. Pogoń za zbytkiem możnych zepchnął Polskę do roli nędzarza i niewolnika. Oby nigdy więcej. Oby muzyka broniła nas tym razem przed głupotą zarówno pożądliwych dóbr jak i ciemnoty powszechnej.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry