Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 30. 05. 2009 r.

 

 

 

W uściskach dźwięków

 

Pamięci Karola Kurpińskiego

 

Cały tonę w muzyce

nuty mnie zawalają

po same uszy.

 

Na brzegu świszczą liny

warczą kołowroty

toczącej się suwnicy.

 

I każdy nowy akord

bierze dźwigany w niebo

kontener.

 

Blachy chodzą rytmicznie

tańczy żuraw w amoku

targając unisony.

 

Kanonadą przepięknych wyzwisk

marynarz wita poranek

aż maszty podeszły pod okno.

 

Tak sobie marzę o Neapolu

widząc za oknem płaszczyznę

tuzinkowych odgłosów.

 

 

***

 

Gdy widzę albo słyszę takiego frycoholika, to nóż mi się otwiera w kieszeni... Samemu sobie zaprzeczam i uciekłbym od tego teutońskiego ględzenia.

 

Na każdym kroku parówa, ten ideał buraka. I co masz, acan, przeciw parówie? Tak pies za babą goni się codzienność. I co z tego wynika? Niedomyty mały kundelek szarpie cię za nogawkę, wmawiając ci, co masz robić, albo czym jest to, co zrobiłeś. A w czasie teraźniejszym pobrzękuje jego mizerna zawiść. Nie wpuścili go nawet do przedpokoju, to teraz za karę nafajda ci na wycieraczkę. Oto Polska.

 

I wyrzeka taki na ojczyznę albo i nawet na tę genialną synczyznę, a może matczyznę i córczyznę. Wyrzeka taki, bo go dusi to kłucie w sercu, albo lepiej pod sercem i w trzewiach. Siedzi na drzewie obczyzny, ale warczy jak każdy polski wsiowy burek. Źle chłop go traktuje, karmi skąpo i przypiął łańcuchem do budy. I takich nabrał obyczajów muzycznych, że wyje o byle co, bodaj do księżyca.

 

***

 

Dęciaki

 

Mówi trąba do rogu:

„Ja, panie, dzięki Bogu,

jakem waltornia prawdziwa...

A co pan tu się wyrywa

Jak cham, albo jak bomba.” –

tak przemówiła trąba.

W rogu zadrżały wentyle.

„To zbytek łaski i tyle.” –

odezwie się rożek słodki.

Spod pani wylazły spodki,

taka z niej paryżanka,

jak kubek albo jak szklanka.

I na te przeróżne filiacje

zjedli pospołu kolację.

Nim doszło wszak do śniadania,

pani się dęcia wzbrania.

I stanął rożek na nogi.

„Nie po to, by mi tu rogi

w tłumie wypiały rejestry

wstąpiłem wszak do orkiestry,

lecz by trylik nas złączył.”.

I wstał i na tym skończył.

 

Andrzej Marek Hendzel