Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 16. 05. 2009 r.

 

 

 

Spotkałem się już z rozmaitymi niedorzecznościami w wypowiedziach ludzi, którzy dopatrzyli się obraźliwości w moich tekstach. Szczególnie tych, które traktują o naszych redaktorskich poczynaniach w dziedzinie muzyki. Że to niby, jeśli któryś redaktor zobaczy moje wypowiedzi, to nigdy nie zechce ze mną współpracować. I inne w tym stylu.

 

Jeden nawet posunął się do najgorszej rzeczy, jaką może uczynić osoba zaufania publicznego, jaką jest redaktor naczelny gazety. Opublikował mój tekst bez mojej zgody i to na liście dyskusyjnej. Czy warto się handryczyć z takim? Rzucić się na niego i ciągać go po sądach? Czas zmarnowany na przekonywanie takiego nieuka to już wystarczająca kara dla myślącego człowieka, a bieganie za nim w celu przekonania go do czegokolwiek, gdy ten chce trwać w swojej zachowawczej postawie i oportunizmie, to niepotrzebne marnowanie następnego czasu.

 

Oskarżenia od takiego, że on nigdy nie widział czegoś podobnego do tego, co napisał niżej podpisany, to wynik tylko i wyłącznie nieoczytania takiego redaktorka. Nie chciało mu się zapoznać z lekturą, ale ma szeroką wiedzę, co robią na Zachodzie... Co mu jednak nie przeszkadza kreować w Polsce zaścianek, ślamazarstwo umysłowe i brak wyobraźni.

 

A wystarczy sięgnąć do lektury. Bodaj do książeczki Tadeusza Przybylskiego „Karol Kurpiński”, wydanej przez PWN w Warszawie w 1980 roku. Ta książeczka urzeka, kupiona nawet z drugiej ręki, mimo jej skromniutkich rozmiarów, lichej szaty graficznej i poziomu edytorstwa z zeszłej epoki. Po otarciu z niej brudu, kurzu i resztek rdzawego nalotu tytoniowego naszym oczom ukazuje się żółciutka, lakierowana okładeczka. A w środku czytamy:

 

A trzeba przyznać, że swe wrażenia przekazuje językiem zwartym, barwnym i plastycznym, nie stroniąc od jędrnych, a nawet dosadnych sformułowań, co dodatkowo podnosi walor relacji.

 

Takim zdaniem przedstawia swoje wrażenia autor tejże króciutkiej pracy o Kurpińskim, po przeczytaniu jego Dziennika podróży. I też mu się rzuca w oczy szczególne zamiłowanie Kurpińskiego do teatru a tam zwłaszcza do opery. To rodowita praca, ale człowieka bywałego, latającego od miasta do miasta, tylko po to, aby zobaczyć to, co było treścią jego pasji – teatru i opery. I relacje są świetne, ujmujące prostotą i językiem zabawnym właśnie tą wyrazistością sformułowań. Nie jest to głupie i naśladowcze zapatrzenie na obczyznę, ale twórcze i pełne wyrazu relacje, które warte były publikacji. Nawet listy Kurpińskiego docierając do Polski zaraz trafiały do gazet warszawskich. Czemu?

 

Redaktorowie a nie jak dzisiaj redaktorzy, byli może wtedy znacznie bardziej światli i spragnieni obrazu prostego, ale za razem klarownego, gdzie indywidualności autora nie ulizuje się i nie ugłaskuje, aby z tego wyszły tekściki gładkie i na okrągło. Domaganie się od artysty, twórcy i piszącego o czymś tego, aby wyzbył się indywidualności w imię jakiejś wyższej racji marketingowej to tak, jak oczekiwanie od wiadra, by przestało wodę nosić. Na pustyni, gdzie wokół pełno piasku, dziurawe wiadro przydaje się komuś, kto chce z tego bicz z piasku ukręcić, albo urobić zaprawy murarskiej. Ale dziurka nie może być większa niż ziarenko pisku. Jednakże wody czymś musiał przynieść, bo jak z piachem zwiąże wapno, lub cement bez wody? Zostaną mu zabobony i czary, które może dadzą szansę na jakiś bicz, ale tylko taki, który powinien spaść na grzbiet tych, którzy o wodzie na pustyni zapomnieli.

 

Niedouczony redaktor naczelny, zapatrzony w swoje podoba mi się albo nie podoba mi się to nieodpowiedzialny organizator wyprawy, który na pustynię wyrusza w ładnych butach i kapelusiku, ale z zapasem wody, który zapewni całemu życiu wyprawy i wszystkim jej uczestnikom śmierć w męczarniach na środku pustyni. Zagrają mu wtedy muchy i sępy koncert pośmiertny, ale muzykę zaprowadzi na manowce. My zatem nie zapominajmy o pełnych bukłakach wody, która jest nośnikiem życia, ale z drugiej strony nie dawajmy się stawiać pod rynną wodolejstwa płaskiego i płytkiego komercjalizmu wypowiedzi. O muzyce trzeba mówić w przejmujący sposób, aby przekaz wypowiedzi niósł chociaż odrobinę tego, co doznał na skutek niej składający o tym relację.

 

 

 

Andrzej Marek Hendzel