Byłem
dzisiaj na dworcu kolejowym. Zawsze, gdy stamtąd
wracam, jestem chory. Przepełnione kosze na śmieci,
wszędzie pełno walających się odpadków. Ludzie
pośród tego, jakby nie zauważali, że są na śmietniku.
Może służby dworcowe i miejskie oczekują, że
wietrzyska to rozwieją. I będzie po krzyku.
Pociąg
wjechał, wypełniając peron swych jazgotem i
powiewem. Ohyda muzyki XX wieku. Co za wycie, piski
i rumor. Po czymś takim istnieje tylko jedna
potrzeba – potrzeba kłótni. Jest tylko jedna
atmosfera – atmosfera kłótni. Nie sposób
jej uniknąć.
Co
zrobiliście z muzyką, panowie muzykusi? Gdzieście
ją zaprowadzili? Ani jeden dźwięk nie przypomina
o człowieczeństwie. Ani jeden dźwięk nie stroi
się z pulsacją wewnętrzną. Wszystko nastawione
na rumor. Gdzie jakaś historia opowiedziana do
poduszki? Gdzie jakiś bohater walczący o coś
dobrego i pięknego?
Ludziska
wysypały się jak odpadki z kubła. Przetoczyły się
pośród miotanych przez wicher śmieci. Kontury zlały
się w jedną masę. Nad morzem duje niemiłosiernie,
a to blisko. W tej powodzi zgrzytactwa, pustki -
muzyka zmarła dawno. Jak ją wskrzesić?
Wygodne,
ciepłe dudlenie muzykowania popularnego. Cóż ono
znaczy, gdy cała reszta to muzyka śmietnika... Wróciłem
do siebie, tu też mam bałagan. Twórczy nieporządek,
jak zalęgłoby się w mózgu eufemizmu. Ale to też
śmietnisko, które trzeba po prostu uprzątnąć.
Jutro jest poniedziałek, trzeba się wziąć do
roboty.
Zapędził
nas wiek XX na bezdroża. Ale żeby tam było chociaż
coś niezwykłego. Ptaszyska latają. Tam u was
pewnie gawrony i inne ugarniturowane towarzystwo. Tu
u nas mewy w swych białych smokingach. Wszystko to
urządziło pogrzeb muzyki. Odrażające wysypisko
odpadów cywilizacji. Pokonaj to, Hendzel, bądź
bohaterem... muzycznym. Albo, jak kto woli, muzyki.
Andrzej
Marek Hendzel
|