Weźmy coś z Jana z
Czarnolasu. Ten człowiek do dzisiaj i stale mnie
zadziwia swoim dziwnym bogactwem od delikatności do
rubaszności, tak spotworniałym szkolną lekturą:
Nagrobek Gąsce
Już nam, Gąska nieboże, nie będziesz błaznował,
Już „Pod Operyjuszem” nie będziesz harcował
Ani glotów z rękawa sypał na chłopięta,
Kiedy cie więc opadną jakoby szczenięta.
Jużeś leciał za morze, Gąsko, jużeś w dole,
A czarnej Persefonie szpaczkujesz przy stole,
A duszyce sie śmieją, że ten, co by g’rzeczy
Słowa wyrzec nie umie, nowy cień człowieczy.
Więc my też, pamiętając na jego zabawki,
Nowej mu nie żałujmy usypać rękawki!
Nad nią miasto proporca suknią szachowaną
Zawieśmy, a na grobie gęś twardo kowaną.
A to, żeby mógł każdy, kto tędy pobieży,
Domyślić się zarazem, że tu Gąska leży.
Niemal jak u Simonidesa:
„Przechodniu, powiedz Sparcie...” – tylko że
przekład z polskiego na nasze jest mniej więcej
taki:
Już nam, biedny Gąsko, nie będziesz błaznował i w
karczmie „Pod Operyjuszem” wyprawiał harców, ani
kulkami z ołowiu chłopców nie zasypiesz, gdy cię
jak szczenięta wokół opadną. Miałeś za morze
lecieć, a już w dole u czarnej Persefony na stole
wylądowałeś a duszyczki się śmieją, ten który
od rzeczy gadał, to nowy cień człowieka. Więc my
też, pamiętając o jego zabawach, nie żałujmy
usypać mu kopczyka! Nad nim zamiast proporca ubiór w
szachownicę zawieśmy, a na grobie gęś twardo wykutą.
Po to, żeby każdy mógł, kto tędy przejdzie, domyślić
się, że tu leży Gąska.
A czemuż to gęś twardo
wykuta, a nie twardo podkuta? Bo ma być dwuznacznie,
albo kuta w kamieniu albo podkuta jak to w zwyczaju
jest w krainie głupców.
I dalej o tym samym błaźnie o nazwisku Gąska:
Temuż
Osiemdziesiąt lat (a to jest prawy wiek człowieczy)
Czekała śmierć, żeby był Gąska mówił g’rzeczy:
Nie mogła się doczekać, błaznem go tak wzięła
I tąż drogą, gdzie mądre zajmuje, pojęła.
Gąska, błaznuj ty przedsię; imię twe nie zginie,
Póki dzika i swojska gęś na świecie słynie.
W tym drugim epitafium na Gąskę
Kochanowski eksploatuje ten sam rym g’rzeczy/człowieczy
odwracając go jedynie na człowieczy/g’rzeczy. Ale
i sens jego jest odwrotny, jakby autor tym razem
oczekiwał, że tak długo śmierć czekała, by ten
który bredził za życia, wreszcie zaczął mówić
roztropnie. I choć go stąd wzięła jako błazna, to
tą samą drogą poszedł co mądrzy. Zatem w ostatnim
wersie wystarczy zamienić ni mniej ni więcej „przedsię”
na „zawsze” i jest czytelny, jakby dziś go
wykuto, choć znaczy ciut co innego. Tylko jest
pytanie, skoro po osiemdziesiątce jest wiek prawy, to
kiedy był lewy? Nie mówiąc już o wieku środka.
A gdzie tu muzyka? A co? Nie
widzicie? A kimże był ów Operyjusz? A może to
profetyzm do opery. I byłaby zamiast opery opyra? Czy
nie swojsko? Tak pod swojską albo czasem dziką gąskę...
Pyry już do Polski dotarły, wszak Ameryka była już
w naszych rękach – Europejczyków. A może teraz
Europyrczyków? I byłoby: Idę do opyry. Nie pysznie?
Mój kolega muzyk (przynajmniej niegdysiejszy) mawia:
„Ziemniaki to ja mógłbym jeść z frytkami.”.
Ale gdzie ta obiecana rubaszność.
A oto proszę bardzo, scenka z życia owego Gąski,
zapewne długo przed sędziwym wiekiem błazna
opiewanym wyżej:
O Gąsce
Albo Staś, albo Gąska, przedsię ktoś niemądry,
Czestował panią (nie wiem, jako to rzec) jądry.
Trafił się tam do tego, co jej też rad służył,
Ale jeszcze był tego bytu z nią nie użył.
Ujrzawszy poszedł nazad. Błazen za nim w lochu:
„Nie gniewajcie się, będzieć i wam, panie Włochu.”
Cóż za szczodrość Gąski.
Wydawać by się mogło, że ta fraszka nie wymaga
przekładu ani komentarza. Ale wysilmy się:
Albo Staś, albo Gąska, ktoś
przecież niemądry częstował kobietę (nie wiem,
jak rzec) jądrami. Trafił się tam i inny chętny do
tej posługi, który jeszcze jej nie dał kosztować
tego smakołyku. Ujrzawszy (co się dzieje) wycofał
się. Błazen z nory za nim zawołał: „Nie
gniewajcie się, starczy i dla was, panie Włochu.”.
Nie zgadzam się tu niestety z naszą tradycjonalną
interpunkcją. Jest to interpunkcja niesyntaktyczna
– czyli nielogiczna. Jeśli zdanie wewnętrzne jako
cytat z kogoś stoi na końcu zdania zewnętrznego, które
cytuje to zdanie, to po cudzysłowiu powinna być
kropka zamykająca zdanie zewnętrzne. Ale to dygresja
interpunkcyjna.
Pozostaje rozpatrzenia kwestii
wcześniej gdzieś obgadanych makaronizmów. Kim są
te dwie lub trzy postaci z tej fraszyny? Czy Staś i Gąska
to ta sama osoba, która kłócąc się sama z sobą,
byłaby przyczyną bzdurnego gadania całości –
czyli Stasia Gąski? Czy to opis rozdwojenia jaźni między
Stasiem a Gąską? Czy może ów Włoch, który się
tak nazad wycofywał, co gdyby to pociągnąć w przekładzie
uczyniłoby z rubaszności istną pornografię, miał
polskie imię Stanisław. Czyli może był Włochem
spolonizowanym, naturalizowanym czyli: przyswojonym
albo przyswojszczonym. Oto zagadka. I, zobaczcie, ukuliśmy
nowy wyjątek na „sz” po „j”.
Ale skwitujmy to czym innym,
już nie z Kochanowskiego:
Handelek
W krainie głupców gęsi podkuwają.
Ale to wszystko jest wierutną bają.
Natomiast w Polsce jest w zwyczaju,
gęsi oszczędzić kosztem kraju.
I teraz powiedzcie, o co temu znowu autorowi chodziło.
Ot zagadka.
Andrzej Marek Hendzel
|