Wpadnijmy na chwilę w kałużę
trywializmu. Otóż co może być bardziej banalnego i
pospolitego niż wykładnie snów w oparciu o senniki?
Weźmy sennik Rosemary Ellen Guiley a w nim
przeczytamy:
Muzyka
Uczucia,
dusza. Muzyka ma ogromną moc wpływania na emocje, a
charakter muzyki jest odbiciem charakteru i barwy uczuć,
z jakimi ma się do czynienia.
Komponować
muzykę oznacza otwierać nowe uczuciowe rejony we własnym
życiu.
Gdzie znajdziemy więcej banału?
Więcej płaskiego sloganu? Pustego dźwięku frazesu?
Gdzie?
Jednakże weźmy to na spokój.
Józef wykładał sny i prorok Daniel... wyratowali się
nawet z biedy a nawet od śmierci na skutek tego
procederu. A przykłady mitologiczne można by mnożyć.
Sen to porządkowanie katalogów, indeksowanie bazy
danych – jak stwierdziłby neotechnokrata. Ale sen
to także jakiś kontakt z nieznanym, gdzie ścisła,
metodyczna i związana ze światem fizycznym
rzeczywistość nie trzyma za mordę wyobraźni i świata
ducha. Zatem brak pojęcia o muzyce u autorów senników,
ich schematyczność, dreptactwo i szwendactwo to
jedno, a ułamek prawdy o człowieku w tym przebrzmiałym
schematyzmie to drugie.
To że muzyka jest pochodną
uczuć i świata duchowego autora, to jest jakiś
fakt. To że może być darem z niebios albo, jak ktoś
lubi być sługusem, od jakiegoś jego Józka Stalina
- to też fakty, tak skrzętnie przemilczane przez
ludzi goniących za pustką, za błyskotką i za
nijakością. Czy muzyka jest odnośnikiem emocji każdego.
Owszem – jak komuś śni się sonata Bacha, to nie
jest skoczny walczyk a tym bardziej Hip-Hop. Ale jak
śni mu się coś, co jego świadomość komponuje
mimowolnie bez jego wiedzy i to coś ma tylko jakiś
ton, klimat i nastrój, to jak opisać to wykładaczowi
snu? Czy tak: „Słyszałem piękną i smutną muzykę.?
albo „Ta muzyka była dostojna.” albo „Taneczna
i śpiewna muzyka przewaliła się przeze mnie.”. To
jest problem. Bo jeśli ktoś powie: „To był
Wagner.” – to większość obeznanych z jego twórczością
od razu widzi patos, zgrzytliwe napuszenie i nadęcie.
I wiadomo, że śniący, to przykład schorowanego
bufona albo może tylko ma lekko przyciasny kołnierzyk
u piżamy.
Ale jak ktoś komponuje muzykę
we własnym śnie? Co robi? Bierze gęsie pióro i
bazgroli na kartce papieru nutowego z hipermarketu? Co
wie o komponowaniu? Tuzinkowy znawca zakrzyknie: „Każdy
coś komponuje.”. Zgoda, ale co i jak?
Takie są wahania autora po
tak dogłębnej lekturze. Jakby mi ktoś wykładał
moje sny tą metodą, to nie wiem, czy starczyłoby
dnia na wysłuchanie wyzwisk, jakimi poczęstowałaby
go moja spokojna osobowość. Za tę panią nie
odpowiadam. Wyobraziłem sobie wykładacza, któremu
opowiadam sen o muzyce. Śnił mi się motyw i wstałem
go zapisać. I co dalej? Gdzie wykładnia?
Stale sobie otwieram „nowe
uczuciowe rejony we własnym życiu” i co najgorsze
czasem w życiu innych. Jest to jak gazeta muzyczna
zapisana wyłącznie muzyką – nutami, czy metodami
piktograficznymi i symbolicznymi każdego możliwego
rodzaju. Albo może księga muzyczna. Wykładacz snów
powinien stronić od wykładania snów o muzyce u
kompozytorów. Jest przecież zawodowcem i powinien
skupić się na muzyce u dyletantów i odbiorców.
Wszelkie inne regiony muzyczne to dla niego czarna
magia.
Andrzej Marek Hendzel
|