Gdzieś mi wyparowały miesiące: wrzesień, październik
i listopad zeszłorocznej padliny. Nic nie będę
odbudowywał, ani na siłę szukał i tworzył. W zeszłym
roku zamknąłem tę kartę, ale karta ma to do
siebie, że zawsze jest jakaś po niej. Bodaj w następnym
tomidle.
Dziś zacytuję cudzą bajkę:
Magnat
Pewien
z magnatów – słowem, że magnat nie lada,
Co
to i dobrze pije, lepiej jeszcze jada,
Chcąc
użyć po obiedzie wieczornego chłodu,
Poszedł
do ogrodu.
Gdy
umysł jego rozkoszą się poił,
Tak
sobie roił:
„Jak
mnie to bawi ta tłuszcza tak liczna,
Którą
tak trwoży każda zmiana polityczna,
Co
do mnie, zdania nie zmienię,
Strawność
żołądka wolę niż sumienie.
I
każdy rozsądny mi przyzna,
Że
owe bóstwo, ojczyzna,
Jest
to tylko urojenie.
Bo
gdy spoczywam pod tych drzew chłodem,
Gdy
mi ta ziemia jak dawniej kwiat rodzi,
Co
mi do tego, kto tam po niej chodzi,
I
kto tam rządzi narodem!”
Wtem
świnia, co w pobliskiej kałuży leżała,
Gdy
już dobrze wysłuchała,
Rzekła:
Jasny Panie,
Słowo
w słowo moje zdanie.
Drobnostką jest, że Ojczyzna z małej litery i
Naród. Dziś ponoć Naród rządzi Ojczyzną. To
trochę jak z proletariatem, który dyktatorował w
przeszłych czasach ową dyktaturą i tyranią. Zauważmy,
że i interpunkcja dziwna, raz cytatem zalatująca, a
raz czyjąś dosłownością. Do kogo odnosi się
podmiot bajkowy, bo wszak nie liryczny, owego
genialnego obrazka... Kto jest beneficjentem tego
malowidła? Ale o to mniejsza, bo najpierw zapytajmy,
kto jest jego autor?
Franciszek Dzierżykraj-Morawski, generał napoleoński,
jeden z dowódców Powstania Listopadowego – dosłownie
minister wojny. Zatem tajemnica autorstwa rozwikłana.
A kto jest ów podmiot, który za wszelką cenę chce
być przedmiotem?
Dzisiaj jest nim wszechogarniający konsument –
zmora naszej rzeczywistości. Wygodny, leniwy zarówno
fizycznie jak i umysłowo, a o duchowości zupełnie
zapominający podmiot, ale tylko w zdaniu. W
rzeczywistości przedmiot dla specjalistów od rynku.
Te markietanki, a w zasadzie markietanowie współczesności,
dziwki idące za frontem, które oprócz swoich usług
polegujących świadczyły usługi handelkowe – one
to albo oni stworzyli nowy rodzaj magnaterii – kastę
konsumencką. Dziś leniwy produkt konsumizmu i
politykierstwa skrojonego na naszą miarę, dał
pokolenie rodem z chlewika. A nawet z wielkotowarowej
tuczarni. Owe wielkoformatowe przybytki są skrojone
na ich miarę, jako ich świątynie i ich pałace. Tam
mogą się tarzać i wylegiwać w chłodzie wielkiego
systemu klimatyzacyjnego, pod czujnym okiem
dobrowolnej – acz prywatnej – bezpieki.
Ich wersja wolności jest powolna jak ich myślenie.
A może lepiej POwolna. Wolność na ich miarę
skrojona, jak świńska kamizelka. Pakuje się ją do
POciągu, oknami, bo nie kominem, gdyż kominy wyszły
z mody jak koła szprychowe. Parowozy stoją w
muzeach. Łezka idzie z oka na wierszyk sławetny, bo
na stacji stoją POciągi: POwolne, superPOwolne i
hiperPOwolne. Co z tego, że ich ewolucja jest ewolucją
odwrotną do potrzeb? Kogo to wzrusza? Byle POciąg
POwolny ruszył i POwiózł konsumenta do jego koryta.
Wtedy wszyscy będą szczęśliwi i POwolni.
O tym jest ta bajka Morawskiego? A o czym. Nie słyszycie
dudnienia tłoków, koła zgrzytają i para już się
szykuje do obdzierania tarzających się ze szczeciny.
Ich kwik przeraźliwy w uszach muzycznego ignoranta
stanie się nowym muzycznym osiągnięciem, a atonalny
chrumchot nowym gatunkiem muzycznym. Czy nie cudownie?
Andrzej
Marek Hendzel
|