Cóż
za troska moja o cenzorów, aż litość bierze nad
tym ludkiem i ich zawodowymi czytaczami. Który to
dzisiaj zawodowy czytacz? Zastanawiam się albowiem,
kto cenzurował utwory muzyczne w czasach
stalinowskich? Oczywiście nie w warstwie muzycznej,
ale teksty utworów. Weźmy na przykład „Bunt Żaków”
z librettem Romana Brandstettera. Kto puścił taką
oto scenę:
KONOPNY
Dziś,
miłościwy panie,
Wszystko
się odmieniło na niekorzyść pauprów.
Chłopu
wolno posyłać do szkół
Tylko
jednego syna,
A
uczony plebejski upokorzeń i prześladowań
Co
niemiara doznaje.
Nauka
przestała znajdować uznanie i szacunek w narodzie,
Który
splendor jeno w pochodzeniu i złocie upatruje.
Stąd,
miłościwy panie, bierze się,
Że
możny nad biednym się znęca.
Za
nic mając jego życie
I
lekko sobie ważąc jego trudy i cierpienia.
Broń
nas przed prześladowcami,
Miłościwy
panie,
Ukarz
zabójcę paupra
I
znieś statuta piotrkowskie,
Nasze
prawo do nauk ograniczające.
CHÓR
ŻAKÓW
O
to błagamy cię, miłościwy panie.
KONOPNY
Daj
nam prawo do nauki, miłościwy panie.
CHÓR
ŻAKÓW
O
to błagamy cię, miłościwy panie.
(milczenie)
GRABA
Wielki
to dyshonor dla nas
I
wielki despekt dla narodu
Słuchać
tej mowy obelżywej!
DĘBIŃSKI
Narodu
chwała w niwecz idzie,
Narodu
wielkość się rozpada,
Gdy
żak ośmiela się językiem
Szermować
w tak szelmowski sposób!
TARNOWSKI
Anarchia
całym krajem włada.
Anarchia
całe państwo zżera.
Oj,
zaspał cenzor, zaspał. Czy nie wiedział, że zawsze
niezależnie od pory dnia, epoki i narodu, dyskutujący
z władzą student będzie symbolem buntu ludowego, a
napuszony przedstawiciel władzy synonimem aktualnie
rządzącej władzy, zawsze do cna zepsutej. A kto rządził
w Polsce w 1951 roku, gdy ten tekst został wystawiony
jako widowisko operowe Tadeusza Szeligowskiego?
Ciemny
cenzor nie doczytał, nie przewidział, że już niedługo
studenci wylezą na ulice i zaczną wrzeszczeć, że
im się sowiecka okupacja nie podoba, choć pochwalą
ledwo tekst o carze Rosji. I to bodaj w Krakowie...
Bodaj w Krakowie... A tu, proszę, w Warszawie. Widać
Warszawa odebrała Krakowowi moc buntu. Zbuntowany
student miał być jakimś praźródłem reformy
edukacji i zmian w Polsce po II Wojnie Światowej,
gdzie wreszcie pauprów kształcić było można, bo
edukacja wyższa została im darowana jak i każdemu...
za darmo. Może uzasadnienie dla punktów za
pochodzenie leży także gdzieś w głębi tego
tekstu. Takie było, być może, zapotrzebowanie ówczesnej
władzy. Ale czy nie należy dzisiaj spojrzeć na to z
innej strony? Co zabiło władzę rzekomo od ludu
pochodzącą jeśli nie lud i studenci – owe paupry
Rzeczypospolitej? Czyżby grube sakiewki nowych
dorobkiewiczów? Czarne garnitury karaluchów od
polityki?
Ale
czym jest ów utwór w istocie, jeśli nie opisem
buntu ludzi prześladowanych przez niedouczonych
parweniuszy, albo uprzywilejowanych z dziedziczenia?
Czymże jest, jeśli nie ukazaniem, że jak nie będziemy
nauki szanować i prawa do nauki, a ludziom wykształconym
odmówimy prawa do rozwoju w kraju, to ci ludzi uciekną
stąd?
Jeśli
tak nie jest, to co oznacza odpowiedź pani sera tego
widowisko-operowego Konopnego, burmistrzanki, panny
Anny:
Zostawię
rodzicom
Kraków
i majątek,
Byle
z tobą w świecie
Znaleźć
miły kątek.
Czy to
aby nie do takiej durnej władzy, jaka Rzeczpospolitą
włada dzisiaj, skierowane są owe słowa Chóru Żaków:
Chociaż
jesteś dla nas
Jako
zła macocha,
Żak
cię, Res Publico,
Wdzięcznym
sercem kocha!
Vivat!
Vivat!
Niech
ten okrzyk
Wszystek
kraj przenika!
Niech
nam żyje!
Niech
nam żyje
Polska
Res Publica!
I całe
żakowskie tałatajstwo gremialnie z Krakowa wychodzi.
I zdycha Kraków powoli jako odwieczna stolica. I
zdycha powolnie Res Publica. Bo durna władza zapomniała,
po co kształciła młodzież. Bo durnej władzy
zabrakło wyobraźni, by wykształcenie cenić i
miejsce w kraju mu zapewnić.
I tenże
sam Brandstetter, który tak złorzeczył słabemu
Zygmuntowi, który nie stoi w końcu na placu zamkowym
w Warszawie, ustami mieszczucha krakowskiego woła:
Co
pocznie bez żaków
Nasz
królewski Kraków?
Byle tylko ci żakowie w durny
sposób nie pojmowali demokracji, pytlując jęzorami
jak krakowskie przekupki na pogrzebie prezydenta Res
Publici, w głupawy sposób uroczystości zakłócając,
albo byleby prostakowi, wrzeszczącemu z estrady równoległej
o podróbach, nie wtórowali, że czemu nie można
pytlować, wszak demokracja - to jakoś odbuduje się
Polska sprzed takich koślawych buntów i nierozważnych
statutów. A i nawet piękniejsza znacznie. Z muzyką
jakiej Świat nie widział. Co mówię! Nie słyszał.
Andrzej
Marek Hendzel
|