„Cała
Rzeczypospolita była rozprzężona, targana przez
partie, chora i w gorączce, jak człowiek przed śmiercią.”
Kto
poważył się użyć takich słów o Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej? Otóż Henryk Sienkiewicz w
„Potopie”. Dziś nasz kraj zalewa potok łez
nieba, bo banda, która nie umiała spokojnie ustać
na pogrzebie tragicznie zmarłego prezydenta Lecha
Kaczyńskiego, nie wypłakała odpowiedniej ilości łez.
Wolałbym powiedzieć: Niebo płacze, bo skurwysyństwo
nie wypłakało z siebie dosyć łez. Ale odpuszczę
sobie i skurwysyństwu konieczność obrażania ich
Bogu ducha winnych mamuś.
Ale
gdy kto swój kraj traktuje jak tanią kurwę i
frymarczy nim na lewo i prawo, targając nim o byle
co, to jak takiego nazwać. Ktoś mnie porównał do
pewnego utapirowanego śmiecia, handlarza gorzałą i
tanim winem patykiem pisanym, którego mieliśmy szczęście
nie oglądać przez ostatni miesiąc, bo takiego nie
zaprasza się na salony, jakimi mienią się studia
telewizyjne, gdy trzeba zachować odrobinę dobrego
smaku. Ale nagle ów jegomość zgolił kołtun ze łba
i okularki ubrał i teraz nam dopiero zaprowadzi
przyjazne państwo. Tylko komu przyjazne?
Tacy
szarpali Rzeczypospolitą w czasach potopu szwedzkiego
i tacy szarpają – bo tak brzmi staropolszczyzna –
nią i dzisiaj. Definicję tego kogoś, tego małego
bandyty podaje zaraz dalej ten sam autor.
„Każdy
sobie pan w naszej Rzeczypospolitej, kto jeno ma szablę
w garści i lada jaką partię zebrać potrafi.”
Kto to
mówi? Otóż Andrzej Kmicic, zanim jeszcze nastąpiło
w nim owo cudowne odrodzenie. Ale nie wierzę w żadne
cudowne odrodzenie ludzi, którzy w te przemiany na
cudzej skórze się bogacą i na cudzej śmierci. To,
co tacy wyprawiają, jest odrażające i wynika tylko
z wyrachowania oraz wiedzy o ludziach, którzy dla skórki
chleba dadzą sobą w dowolny sposób powodować.
I
wszystko by się pewnie udało, gdyby nie to, że
niebo zaczęło płakać za takich. I mamy nowy potop,
obnażający struktury władzy w Rzeczypospolitej.
Niebo odbiera im ich monopol na lanie wody po próżnicy.
Ich robota, to nabieranie ludzi. A rolą urzędnika
jest służyć ludziom. Urzędnik jest przez Naród
obierany, by służyć, bo jego rola to służba.
Tylko urzędnikom w Polsce pomieszały się podmioty
tej sprawy i uznali, że to Naród ma służyć urzędnikom.
I wtedy wystarczy kołtun zgubić, by stać się
uczciwym i prawym.
Mamy
jednak i tak szczęście, że łzy nieba nie są słone.
Mogą być, co prawda, kwaśne, szczególnie w
wielkich miastach i centrach przemysłowych, ale na
szczęście nie zasolą nam ziemi, bo wtedy nie byłoby
po co z pługiem w pole wychodzić i po chleb trzeba
by się udać na tułaczkę po Świecie.
I
teraz, ktoś mi także zarzuci, że nie o muzyce piszę
i to nie o klasycznej. Wołałem o odrodzenie w
Polsce. O odrodzenie w sercach i umysłach, aby Polskę
postawić do roli, na jaką zasługuje od wieków. Ale
widać nie ma co nawoływać, skoro nikt nie zrozumiał.
A dzisiaj słyszę te same słowa nad grobem
prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i to w
czyich ustach? Prymasa Polski. Emeryta.
Dawniej,
może bym się obruszył, że mi tu jakiś klecha
koncept kradnie, ale dzisiaj skoro Prymas woła w te
same słowa, choć może nie o to samo mu chodzi, bo
wierzy, że wystarczy zreformować władzę, by coś
się zmieniło, to nie wystąpię do niego o prawa
autorskie. Bo Odrodzenia potrzebuje nie władza, ale
cały Naród. Czemu? A kto tę władzę wybrał? Skąd
ona się wzięła? Spośród kogo się rekrutuje? Kogo
zatem trzeba odrodzić?
Są
ludzie tępi, są i ludzie rozumni. Tak Bóg stworzył
jednych i drugich. W Smoleńsku nie zginął żaden
kwiat intelektualny Polski, ale wielu ważnych ludzi,
których naród postawił na piedestale. I to był
zamach na Naród, bo ten naród sobie na to zasłużył
swoją głupotą. Obojętnie, czy to był zbieg
okoliczności, czyjaś tam pomyłka czy zamach. Kraj
targany wieczną i bezpłodną kłótnią nie jest w
stanie wyrwać się własnej paszczy, którą się sam
pożera. Nie wyrwie się ze swoich złośliwych pazurów.
W takim czymś nie uda się żadna muzyka, a już zupełnie
klasyczna. Chyba, że ktoś odważnie powie:
„Durnie, opamiętajcie się.”.
A zmarłemu
prezydentowi muszę oddać sprawiedliwość, bo pomagał,
jak umiał, żeby muzyka w Polsce nie zdechła. Mnie
nic nie dał, nigdy o nic nie prosiłem, zatem nie byłem
bezpośrednio zainteresowany a mówię to dopiero
teraz, bo dowiedziałem się o tym po jego śmierci. A
czemu tak jest, niech mi kto powie, że o takich
rzeczach dowiadujemy się po czyjejś śmierci? Widać
w Polsce nawet prezydent jest traktowany jak twórca
– zawiść, ta bezinteresowna przypadłość Polaków
– widać mści się także na prezydentach. Bo ktoś
ma o jedną kurę więcej, bo jest rozumniejszy,
zdolniejszy, bo ma niebieskie oczy, bo... lista jest długa
i prawie nieskończona. Ale ile jeszcze czasu, ile
jeszcze wody w Wiśle upłynie, aby Polak zrozumiał,
że tym sposobem podcina gałąź na której siedzi.
Dopiero, gdy dojdzie do kolejnej katastrofy? I znowu
utracimy niepodległość w imię tej zmory?
Kto,
jeśli nie muzyk, może mówić o zawiści? A kto jest
synonimem zawistnika? Muzyk – Antonio Salieri... Ale
to legenda wymyślona przez Ruska, Aleksandra
Puszkina. Prawdziwy Salieri był tylko małym
intrygantem. Zatem Rusek wymyślił, że Włoch to
zawistnik. Jesteśmy aż tak mierni, że i to nam
Ruski ukradną? Tę naszą codzienną, swarliwą nędzę?
Przyznajmy się przynajmniej przed Światem i to z
przytupem, że jesteśmy tak nędzni w swoich fobiach,
to może Bóg nam odpuści. Wyplujmy z siebie tę
zarazę, żeby wreszcie coś muzycznego tu się urodziło...
w tej Polszcze.
Andrzej
Marek Hendzel
|